Ładne kwiatki
Kilka kwiatków z oślej łączki. Trafił na nią premier Tusk, który potknął się o własne słowa. Na konferencji prasowej z Waldemarem Pawlakiem, Tusk nieładnie, arogancko wypowiedział się o nowym ministrze rolnictwa. Powiedział, że Kalemba „nie jest politykiem z jego bajki”, i że daje mu czas do końca roku, żeby się sprawdzić. Była to wypowiedź niegrzeczna, „niegościnna” w stosunku do nowego ministra, którego „zaprasza” się do swojego rządu i z którym chce (musi?) współpracować. Poseł Kalemba rzeczywiście nie robi olśniewającego wrażenia, ale to nie ma nic do rzeczy. Należało zrobić dobrą minę do złej gry, albo elegancko wyrazić nadzieję, że „mimo dzielących nas różnic w przeszłości, teraz będziemy wspólnie pracować dla dobra Polski”. Po uroczystości u prezydenta, Tusk powinien był złożyć gratulacje Kalembie. Był jedynym spośród obecnych członków rządu, który tego nie zrobił. To nieładnie, bez klasy.
W dodatku na konferencji prasowej Tusk postawił sprawę syna min. Kalemby, który – jego zdaniem – powinien odejść z pracy w Agencji Rynku Rolnego, podlegającej ministrowi. Uzgodnił to rzekomo z Pawlakiem. Na pierwszy rzut oka wydaje się to proste, jak kastrowanie pedofilów, ale przy bliższym spojrzeniu – niesprawiedliwe wobec Kalemby Jr. I – jak się wkrótce okazało – wobec syna Donalda Tuska również. W sumie rzecz przez Tuska źle przygotowana, źle rozegrana, w sam raz na oślą łączkę.
I jeszcze drobiazg: Czy ktoś z otoczenia premiera mógłby wspomnieć szefowi rządu, że nie należy trzymać rąk w kieszeni, a już zwłaszcza rozmawiać z innymi trzymając ręce nie tam, gdzie należy?
Drugi kwiatek, to zaproszenie Mitta Romneya przez Lecha Wałęsę. Kiedy się o tym dowiedziałem, pomyślałem, że jest to zemsta Wałęsy na Obamie, który w czasie niedawnej wizyty w Polsce odmówił indywidualnego spotkania z Panem Lechem, zapraszając do udziału w spotkaniu zbiorowym „ojców demokracji”. Obama postąpił źle, ale poparcie udzielone Romneyowi przez Wałęsę też mi się nie podoba, wciągnął on w to polskiego prezydenta i premiera. Wałęsa cały czas mówił, że on nie chce się mieszać w wewnętrzne sprawy Ameryki, że to nie wypada, a jednocześnie zaprosił i wychwalał Romneya. Jak to pogodzić? W sumie, wizyta była dla Polski korzystna, nic złego się nie stało, ale jeżeli Obama pozostanie na drugą kadencję (czego mu życzę), to Polska będzie miała pod górkę.
Trzeci i ostatni kwiatek, to rozdymanie naszych oczekiwań olimpijskich. Jeden przykład: W dniu meczu naszych siatkarzy z Bułgarią, na ostatniej stronie „Gazety Wyborczej” wielkie zdjęcie polskiego siatkarza, oraz dwa duże tytuły:
„BUŁGARZY NA DRUGIE DANIE” I „NIE MA BRONI NA POLAKÓW”.
„Polscy siatkarze – czytamy – zdemolowali w niedzielę Włochów. Dziś o 12.30 targanych kłopotami Bułgarów powinni pożreć bez większych strat. Z każdym dniem biało – czerwoni są coraz większymi faworytami do złota”.
Pod tym buńczucznym tekstem znalazła się rozmowa ze świetnym kiedyś siatkarzem, Ryszardem Boskiem, pełna superlatywów, ochów i achów pod adresem naszej drużyny. Nasi chłopcy są wspaniali i właściwie skazani na sukces. Żądnych wątpliwości, żadnej powściągliwości, żadnego „nie zapeszajmy” – wręcz przeciwnie, same zachwyty. Czytałem to w czasie, kiedy targani kłopotami Bułgarzy, zamiast dać się pożreć na drugie danie, zjedli naszych. Od tak dobrej gazety jak „Wyborcza” oczekiwałbym większego poczucia rzeczywistości, mniej podbijania bębenka. I oby nasi wygrali, bo jak dotychczas idzie nam na igrzyskach jak po grudzie.