Wojny i wojenki
Czekając na wyniki posiedzenia zarządu Platformy Obywatelskiej wertuję prasę, która przynosi korespondencje z różnych frontów.
Front pierwszy – wojna opozycji z władzą. Tu przynajmniej wiadomo o co chodzi – o władzę. Janina Paradowska w „Polityce” (21) i AnnaAteistka na naszym blogu (20 maja, godz. 23.17) przypominają, co nas czeka pod rządami PiS. Likwidacja OFE, finansowanie ochrony zdrowia z budżetu, powrót prokuratury do ministerstwa Sprawiedliwości, Tusk, Klich, Kopacz, Jerzy Miller przed Trybunał Stanu itd. Czeka nas także ochłodzenie w stosunkach z Niemcami i z Francją. A co dobrego? Na pewno pojawi się cel, wizja i idea, o które tak dopominają się krytycy polityki ciepłej wody, na czele z Gawinem oraz media. Wygląda na to, że do wyborów Polska będzie w stanie wojny, codziennie będą się pojawiały nowe sensacje, jak nie zegarki ministra Nowaka to darowizna dla prezesa Kaczyńskiego. O poważnej debacie programowej możemy zapomnieć.
Front drugi – o kierunek i ster Platformy. Wojna w trójkącie Tusk – Schetyna – Gowin. Po posiedzeniu zarządu PO może się czegoś dowiemy. Pogarszające się nastroje i sondaże osłabiają pozycję Donalda Tuska, ośmielają jego krytyków (Gowin, Godson) i rywali (Schetyna). Programowo znaczy to niewiele, bo czym różnią się poglądy Schetyny od poglądów Tuska – nie wiadomo. Gowin jest bardziej na prawo, ale głównie w sferze światopoglądowej (nie mówi co myśli o religii na maturze), a nie w sprawach gospodarczych i społecznych. Sytuację komplikuje kandydatura Tuska (a także Sikorskiego i Rostowskiego) na stanowiska w Unii. Przynajmniej ta pierwsza nie jest wyssana z palca, tylko realna, jeżeli chadecy wygrają wybory do parlamentu Unii w 2014 roku. Ciekawe, co wybierze Tusk – trwanie w kraju, z możliwością porażki w wyborach, czy niepewny start indywidualny na przewodniczącego Komisji Europejskiej? W każdym razie zagranicą pozycja Tuska jest dużo silniejsza niż w Polsce, gdzie poparcie kanclerz Merkel nie wiele znaczy. A propos posiedzenia zarządu PO, to żadne rekonstrukcje rządu nie pomogą.
Front trzeci – bitwa o pamięć, czyli kłótnia bohaterów. Wypowiedź Henryki Krzywonos, że to Bogdan Borusewicz był mózgiem strajku w 1980 r. w Stoczni Gdańskiej, niepotrzebnie zbulwersowała Lecha Wałęsę, który zachował się fatalnie. Powiedział, że H.K. nie miała mózgu, a Borusewicz może był agentem. Okropne oskarżenie i to ze strony kogoś, kto sam spotyka się z takim oskarżeniem. Najbardziej do mnie przemawia pogląd, że strajk był robotą zbiorową, intelektualnie i politycznie najbardziej wyrobiony był związany z KOR Borusewicz, a większą charyzmą i poparciem dysponował Wałęsa. Niepotrzebnie były prezydent się awanturował i niszczy własną legendę. Dzisiaj mniej liczy się charyzma, a bardziej szare komórki. Być może przeciwnikom Wałęsy chodzi o unieszkodliwienie filmu „Wałęsa”, ale moim zdaniem nikt nie jest w stanie zaszkodzić człowiekowi bardziej niż on sam.