Luty? Uff, jak gorąco!

Nareszcie Sejm ratyfikował „konwencję antyprzemocową” (Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie). Nareszcie jakaś dobra wiadomość.

Przeciwnicy Konwencji bili na alarm („wojna z kulturą, z cywilizacją, recydywa marksizmu, neomarksizm” etc.). Znane kobiety, m.in. prof. Jadwiga Staniszkis i Joanna Szczepkowska, nawoływały do opamiętania. Na darmo. Nareszcie Platforma się zmobilizowała.

Konwencja nie jest żadną rewolucją, zwraca uwagę na problem, daje kobietom pewne środki obrony, a jeśli budzi tak zaciekły sprzeciw, to przede wszystkim ze względów kulturowych, doktrynalnych, definicji płci, czyli owego nieszczęsnego „genderu”, którego tak boją się konserwatyści. Nota bene fakt, że cały Episkopat alarmował z powodu neomarksizmu, świadczy, że nie chodzi o jednego czy drugiego konserwatywnego hierarchę, ale o Episkopat jako całość. Decyzja Sejmu to punkt dla Polski oświeconej. Niestety, inne konflikty dalekie są od rozstrzygnięcia.

Kanclerz Merkel i prezydent Hollande są dzisiaj w Moskwie, gdzie przedstawiają Putinowi kolejny plan pokojowy, choćby przerwania ognia. Nie jestem optymistą. Takie „wąskie” porozumienie honorowane nie będzie. Cel Putina jest jasny: Nie stracić Ukrainy, nie dopuścić, by wyrwała się z rosyjskiej strefy wpływów, by znalazła się w Unii i – nie daj Boże! – w NATO.

Z punktu widzenia imperialnych ambicji Rosji jest to zrozumiałe, z punktu widzenia samostanowienia narodów, w tym narodu ukraińskiego – nie. Zapewne Putin tak długo będzie rył na Ukrainie, aż uzyska finlandyzację tego państwa lub przynajmniej znacznej jego części.

W stanowisku Zachodu brak jednomyślności, gdyż sprawa jest bardzo trudna i ryzykowana. Jedni, jak Zbigniew Brzeziński, są za rozmieszczeniem wojsk NATO lub USA na terenie republik bałtyckich i wzmożoną obecnością w Polsce, a także są za dozbrojeniem Ukrainy, inni, jak Obama i Merkel, nie chcą powiększać napięcia, nie chcą walczyć z Rosją „do ostatniego Ukraińca”. Wszyscy powtarzają, że tego konfliktu nie można rozwiązać drogą militarną, a jednocześnie nie widać rozwiązania pokojowego.

„Schetyna napluł Putinowi w twarz” – powiedział w radiu TOK FM redaktor Zbigniew Parafianowicz. To, co początkowo wyglądało na niezręczność Schetyny („Auschwitz wyzwolili Ukraińcy”), czyli szturchnięcie Rosji, teraz wygląda na świadomą politykę. – Obchody 70. rocznicy zakończenia wojny nie muszą odbywać się w Moskwie, mogłyby równie dobrze mieć miejsce w Londynie czy w Berlinie, gdzie wojna zakończyła się naprawdę – dodał później polski minister spraw zagranicznych. Do tego dochodzą starania Polski, żeby obchody odbyły się w Westerplatte.

Trwają zabiegi, aby przywódcy i intelektualiści Europy wsparli inicjatywę prezydenta Komorowskiego. Polska oferuje alternatywę dla Moskwy. Co prawda nasze władze zapewniają, że pomysł z Westerplatte nie jest skierowany przeciwko obchodom moskiewskim, ale Putin wszystko widzi inaczej. Dla niego Rosja to oblężona twierdza. Już pojawiły się tam karykatury Schetyny jako psa łańcuchowego USA. Po co nam to? Moim zdaniem Polska i Europa mają prawo świętować po swojemu, zwłaszcza że nam 8 maja przyniósł wyzwolenie, tego nie zapomnimy – ale nie wolność. Własne racje nie powinny jednak być przedstawiane w sposób, który ktokolwiek może interpretować tak, jak redaktor Parafianowicz lub następcy Kukryniksów.

W Polsce kampania wyborcza zaczyna się przy akompaniamencie strajków górników i protestów rolników. Są one wspierane przez aktyw związkowy z Piotrem Dudą, który nie ukrywa, że zmierza do obalenia rządu, w czym może liczyć na wsparcie ze strony PiS i SLD. Podczas gdy strona rządowa usiłuje strajki wygasić i kupić czas do wyborów, po stronie przeciwnej mamy dwa nurty: zwolenników rozmów i kompromisu oraz przeciwników porozumienia, którym odpowiada coraz szersza konfrontacja. Nowa ekipa premier Kopacz ma pełne ręce roboty. Wielu oczekuje, że rząd będzie twardy i zdecydowany w obronie zdrowego rozsądku oraz budżetu, zwłaszcza ci, którym to łatwo mówić, czyli kierowcy z tylnego siedzenia.