Łaskawy prezydent
Nie, nie i jeszcze raz nie! Muszę trzymać moje pióro, a właściwie komputer na wodzy, bo prezydentowi należy się szacunek. A ja zamierzam pisać o tym, że prezydent Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego (i trzech funkcjonariuszy CBA), skazanego przez sąd pierwszej instancji za nadużycie władzy i przekroczenie kompetencji w czasie tzw. afery gruntowej.
Ze smutkiem patrzę, jak prezydent Andrzej Duda niszczy autorytet najwyższego urzędu w Polsce. Prawnicy nie są w tej sprawie jednomyślni. Większość (m.in. Zoll, Chmaj, Kalisz) uważa, że prezydent nie miał prawa ułaskawić Kamińskiego w tej fazie postępowania, to jest w czasie apelacji od wyroku I instancji, a więc kiedy Kamiński nie jest skazany wyrokiem prawomocnym, jest więc w oczach prawa osobą niewinną, a osoby niewinnej nie sposób ułaskawić.
Inni, np. prof. Kruszewski, Dera z Kancelarii Prezydenta, sądzą, że Konstytucja pozwala prezydentowi skorzystać z prawa łaski zawsze, w każdej fazie sprawy.
Ja nie jestem prawnikiem i nie mogę rozstrzygnąć tego sporu, ale bulwersuje mnie co innego. To mianowicie, że prezydent przerwał działanie wymiaru sprawiedliwości w sprawie Kamińskiego i innych, przeląkł się, bał się, że niezawisły polski sąd apelacyjny utrzyma w mocy wyrok skazujący I instancji – wyrok zdaniem prezydenta polityczny, niesprawiedliwy.
Chcąc być w zgodzie z prawem i z uczciwością, Andrzej Duda powinien był zaczekać na wyrok sądu apelacyjnego, pozwolić obracać się młynom sprawiedliwości, a gdy Temida wyda orzeczenie – wtedy zastosować prawo łaski (albo i nie, gdyby wyrok był korzystny dla polityka PiS). Ten pośpiech, ten brak zaufania do sądu II instancji, ten brak wiary w niezawisły sąd – to budzi mój niesmak i dezaprobatę. Ale i satysfakcję, że nawet pierwszy obywatel boi się orzeczenia niezawisłego sądu.
Andrzej Dera, prezydencki prawnik, w rozmowie z dziennikarzami powtarzał, że Mariusz Kamiński jest „kryształowo uczciwy” (temu nie przeczę, nie znam człowieka), z godną uznania cierpliwością powtarzał, że wyroki w sprawie Kamińskiego mają charakter polityczny i każde orzeczenie sądu II instancji byłoby podważane przez jedną ze stron jako polityczne.
Rzekomo dlatego prezydent postanowił przeciąć sprawę. To prawda, ale najbardziej polityczne zakończenie sprawy wybrał sam Andrzej Duda – wybrał interwencję władzy wykonawczej w działanie władzy sądowniczej, wykonał poważny krok w kierunku Budapesztu w Warszawie, a nawet – jak powiedział prof. Zoll – w kierunku władzy totalitarnej.
Nowa władza idzie szerokim frontem: pozbawia PSL wicemarszałka Sejmu, odbiera opozycji możliwość rotacyjnego przewodniczenia sejmowej komisji ds. służb specjalnych, a tym samym dopuszczenia do tajemnej wiedzy o służbach, nie dopuszcza do zaprzysiężenia nawet trzech spośród piątki sędziów TK już wybranych (w tym dwójki wybranych – co tu kryć – w wyniku machinacji PO). Tak działa osławiony pakiet demokratyczny PiS i tak wygląda poszanowanie opozycji zapowiadane przez prezesa Kaczyńskiego.
Dlatego dopóki nie jest za późno, powinniśmy powiedzieć gromkie „nie”.