Odwaga drożeje – rozum tanieje
„Odwaga staniała – rozum podrożał” – mówiło się w październiku 1956 (podobno autorem tych słów był Artur Sandauer, znany krytyk literacki). Stalinizm chwiał się w posadach, ludzie przestali się bać, trzeba było zacząć myśleć, co dalej. Dzisiaj można by powiedzieć odwrotnie: lęk powraca, „rozum potaniał – odwaga zdrożała”.
Nauczyciele – czy będą nauczać historii a la minister Zalewska? Prawnicy – czy będą ulegli ministrowi Ziobrze? Aktorzy – czy pozwolą przestawiać się jak pionki na scenie? Weterani – czy będą świętować po swojemu? Dziennikarze i media – czy dadzą się zastraszyć?
O tym, jak państwowa instytucja (Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych) usiłuje powściągnąć dociekliwość mediów, dowiadujemy się z „GW”. „Gazeta” wystosowała do PWPW (spółka Skarbu Państwa, a nie jakiś prywatny folwark) 34 pytania dotyczące zatrudnienia, zwolnień, sponsoringu etc. Otrzymała odpowiedź tylko na 9 pytań oraz pismo… od radczyni prawnej PWPW, Agnieszki Matusiak-Bozik:
Jeżeli „Gazeta Wyborcza” opublikuje nieprawdziwe informacje o sytuacji w spółce, będę zmuszona do podjęcia kroków prawnych w imieniu PWPW co narazi Agorę na dodatkowe koszty (teraz uwaga na gryzącą ironię – Pass.) i wbrew swojej woli – może ją uczynić najbardziej szczodrym donatorem jednej z instytucji pożytku publicznego o charakterze patriotycznym.
Zdaniem AM-B wiele pytań „zawiera presupozycje, co czyni je obraźliwymi i niegodnymi odpowiedzi”, np. czy to prawda, że prezes PWPW zaprosił do spółki duchownego, aby poświęcił jego gabinet. Radczyni PWPW zapewnia, że „niniejszy list nie jest przejawem walki PWPW z dziennikarzami czy redakcjami (…). Jest jedynie przejawem troski o prawdę w opublikowanych artykułach i przejawem walki z manipulacjami (…)”.
„Niniejszy list” jest przede wszystkim prostacką próbą zastraszenia dziennikarzy i gazety, jest próbą tłumienia krytyki, działaniem przeciwko wolności słowa. Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że w ramach dobrej zmiany prezesem PWPW został Piotr Woyciechowski, bliski współpracownik Macierewicza, były wiceszef komisji likwidacyjnej WSI, a więc człowiek nie pozbawiony środków działania. Radczyni Matusiak-Bozik jest chroniona przez mocny parasol. Dziennikarz, który „ma żonę i dzieci”, musi się dobrze zastanowić, czy kierować trudne pytania do jednej z kluczowych spółek Skarbu Państwa, mającej takie kontakty, czy też pisać o kelnerach? Choć nawet kelnerzy, np. z byłej restauracji „Sowa i przyjaciele”, mogą mieć możnych przyjaciół, bo nikt rozsądny nie wierzy chyba, że nagrania nagrały się same i dotyczą różnych partii politycznych, z wyjątkiem jednej.
Wracając do PWPW i radczyni Matusiak-Bozik: oni chyba nie rozumieją, co robią, bo przecież taki list przynosi im po prostu wstyd. A już dowcip, że Agora może wbrew swojej woli zostać sponsorem instytucji o charakterze patriotycznym (ha! ha! ale dowcip!), jest godny „niepokornego felietonisty”, ale nie instytucji państwowej.
Nadeszły czasy, które wymagają odwagi od dziennikarzy, także od prawników, np. od pani radczyni Matusiak-Bozik, żeby umiała się zebrać w sobie i powiedzieć: Nie, takiego pisma nie podpiszę, nawet za papiery wartościowe.