Jesteśmy ludzkimi panami
Proszę wybaczyć dłuższą nieobecność na blogu, ale my – panowie – nie musimy się nigdzie spieszyć. Zaczytałem się w najnowszym numerze tygodnika „wSieci” – ulubionej lekturze Jaśnie Pana, człowieka wolności. Jaśnie Pan ma teraz dwa zmartwienia. Pierwsze – jak utrącić Tuska. Drugie – jak przegonić aktorki i aktorów ze sceny politycznej – za kulisy, do garderoby, tam, gdzie jest ich miejsce.
Jeśli chodzi o Tuska, to my, ludzkie paniska, nie raz dawaliśmy mu odczuć, że jest z warstwy niższej, że wychowała go ulica i podwórko. Jak pisze red. Janecki, Donald Tusk „prywatnie załatwił sobie poparcie kanclerz Angeli Merkel, a ona przekonała” innych. „Sam Donald Tusk nie kieruje się żadną lojalnością wobec rządu RP, więc de facto funkcjonuje jako bezpaństwowiec”. „Brukselski dwór broni Tuska, nawet jeśli go nie lubi i nie ceni”. Styl pracy Tuska w Brukseli to „lenistwo, pozoranctwo, upodobanie do luksusu i spektakularne porażki…”, nic dziwnego, że krążą plotki o jego „sybaryckim sposobie funkcjonowania”. Że też nikt na miejscu nie zobaczył, jak się Tusk sprawuje i dopiero red. Janecki musi zdjąć im bielmo z oczu.
Na dworze Jarosława Kaczyńskiego mówi się o Tusku z nieukrywaną złością i zazdrością. Wściekła bezsilność. Chociaż, jak wiadomo, cały świat liczy się ze zdaniem prezesa, który jest jedną z najważniejszych postaci w Europie, Unia Europejska lekceważy opinię „człowieka wolności”. Mimo licznych ostrzeżeń, że Tusk jest kimś w rodzaju Paramonowa Europy, że czekają go rozmaite zarzuty i może stać się obciążeniem dla Unii, Bruksela wie swoje.
Wygląda na to, że opryszek z Polski może zostać wybrany na drugą kadencję, jeszcze Malta się waha, ale nawet Malta i San Escobar mogą nie wystarczyć. Może stać się prawdziwe nieszczęście: Polak zostanie wybrany na drugą kadencję. A najgorsze, że nie poprosił premier Szydło o poparcie.
Chyba od czasu, kiedy władze PRL usiłowały utrącić kandydaturę Wałęsy do nagrody Nobla, żaden polski rząd nie prowadził tak intensywnej kampanii oszczerstw wobec żadnego Polaka, który jest o krok od zwycięstwa. Oczywiście, gdyby do urzędu kandydowały ludzkie paniska – panowie Legutko, Szczerski czy pani Fotyga – wtedy byłby to wielki sukces naszego kraju.
Inne zmartwienie à la PRL to mieszanie się aktorek i aktorów do polityki. Redaktor Mazurek jest niezadowolony, że zapraszani do TVN artyści, zamiast mówić o sztuce, reżyserii, o filmie czy reklamie – sorry, ale są zapraszani na rozmowy o polityce. „Stuhr/Radziwiłowicz/Peszek/ Janda/Holland etc. zapraszani są po to, żeby mówić o polityce. Czytaj: o tym, jak parszywa jest prawica, ze szczególnym uwzględnieniem Kaczafiego, który czyha”.
Szkoda tylko, że wielcy aktorzy „dają się sprowadzać do roli pupy pani Kardashian” („posiadaczka największej pupy na Drodze Mlecznej, co dało jej prawo do komentowania wszystkiego”).
Niezadowolenie władzy z rozpolitykowanych aktorów nie jest w Polsce niczym nowym. W 1968 r. do polityki mieszał się Holoubek i w ogóle „Dziady”, w pierwszych wolnych wyborach aktorzy kandydowali do parlamentu i fotografowali się z Wałęsą, organizowali bojkot telewizji, podczas gdy minister Dejmek był zdania, że aktorzy są do grania, a d… do … itd.
Moim zdaniem Janda, Stuhr, Olbrychski, Radziwiłowicz i wszystkie te pupy powinny się odwalić od polityki, od tego są panowie Brudziński, Błaszczak, panie Mazurek, Szydło, Witek – to są osoby świetnie obsadzone w swoich rolach, świetnie wyreżyserowane i doskonale obsadzone – vide poseł Sasin. Niepotrzebnie więc pani Janda ze swoją pupą pcha się tam, gdzie redaktor „wSieci” jej nie oczekuje.
Jedyny wyjątek stanowi Katarzyna Łaniewska, która na stronie obok felietonu Mazurka pisze: „Pod nową prezesurą najpierw pełniącego obowiązki, a następnie po wygranym konkursie, prezesa pana Jacka Kurskiego, telewizja zaczęła zmieniać swój program na zdecydowanie lepszy”.
To ja rozumiem – to jest aktorka, która nie wychodzi z roli, trzyma się z dala od wszelkiej polityki i na każdej miesięcznicy stoi dwa kroki od prezesa. Panie redaktorze – proszę jej wybaczyć! Wszak jesteśmy ludzkimi panami…