Misiewicz, Berczyński – kto następny?
Skompromitowany dr Wacław Berczyński „rozpadł się w powietrzu” i spadł z wysokości przewodniczącego podkomisji MON do spraw ponownego wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Przypomnijmy, że dr B. był prawą ręką Macierewicza w sprawie katastrofy, tak jak Macierewicz jest prawą ręką prezesa Kaczyńskiego w sprawie smoleńskiej. Berczyński był niezbędny, ponieważ reprezentował sobą Amerykę, doświadczenie Boeinga i Bóg wie co jeszcze. Last but not least – był „w stu procentach pewny”, że samolot rozpadł się w powietrzu. Dr B. nie był już jednym z naukowców badających katastrofę, ale osobą oficjalną, przewodniczącym oficjalnej podkomisji oraz pełnomocnikiem ministra obrony do spraw zakupu śmigłowców.
Podał się do dymisji zaledwie kilka dni po 7. rocznicy tragedii i po prezentacji swojego filmu, pełnego bombowych hipotez. Berczyński spadł ze stołka z powodu lekkomyślnego stwierdzenia, że to on uratował Polskę przed zakupem francuskich śmigłowców. Jeżeli to jest prawdą, to wstyd dla Polski, wstyd dla MON, dla Macierewicza i dla „Ministerstwa Rozwoju ministra Morawieckiego”. Obaj ministrowie tłumaczyli wycofanie się z przetargu rzekomo zbyt małym offsetem oferowanym Polsce przez Francuzów. Jeżeli to jest nieprawdą, i Berczyński – delikatnie pisząc – „fantazjował”, to tak nieodpowiedzialny człowiek nie mógł pozostawać na czele podkomisji i kompromitował ministra obrony, który powierzył mu tak ważne dla PiS stanowisko.
Teraz Francuzi już mogą być pewni, że nie chodziło o żaden offset. Wiarygodność strony polskiej została jeszcze mocniej nadszarpnięta.
Dymisja dr. Berczyńskiego, choć być może wymuszona przez ministra, to cios w Macierewicza. Zaledwie kilka dni wcześniej podobny los spotkał innego faworyta ministra, cudowne dziecko resortu, Bartłomieja Misiewicza. Jego odejście nastąpiło dopiero na skutek konfrontacji Kaczyński – Macierewicz, który prezesa ostentacyjnie w tej sprawie lekceważył, podobnie jak lekceważył premier Szydło, która zapewniała, że sprawa Misiewicza jest zamknięta, podczas gdy młody człowiek hulał w najlepsze pod parasolem ministra.
Obie dymisje oraz ich okoliczności poważnie osłabiają politycznie Macierewicza, który zainwestował wiele w obu panów. Jego pozycja w PiS jest nadal mocna, ale już nie wszechmocna. Prawdę mówiąc, to on, a nie Misiewicz, powinien był stanąć przed komisją PiS (Brudziński, Kamiński, Suski) i to jego człowiek z podkomisji rozleciał się w powietrzu. Przeciwnicy Macierewicza w PiS poczuli krew i zyskali nadzieję na kolejną dobrą zmianę.