O, Holender!
Tytuł, „O, Holender!”, nie jest mój, już go gdzieś widziałem, ale lepszy nie przychodzi mi na myśl. Chodzi mi o nastroje wobec Polaków i innych imigrantów w Holandii. Jakaś partia w tym kraju robi na tym interes, (wiadomo – wyborcy), jacyś ksenofobi utworzyli portal skarg i donosów na pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej w Unii Europejskiej, w Polsce przebywał holenderski minister, który – podobnie jak premier Holandii – podkreśla, że to jest portal prywatny i rząd nie ma nic do tego, ale jednak się odciął, politycy holenderscy wyrażają się z uznaniem na temat „95 proc. Polaków zatrudnionych w Holandii, ale…”
W związku z tym wszystkim chciałem przytoczyć list – mail, jaki moja znajoma, dyrektor muzeum (ale nie Narodowego), otrzymała od swojego znajomego, wybitnego specjalisty holenderskiego, który odmówił jej złożenia wizyty w Polsce. (Imiona i szczegóły zostały przeze mnie zmienione, żeby autor listu nie został zidentyfikowany).
„ Droga Matyldo!
Ponieważ już raz odmówiłem Ci przyjazdu do Polski, czuję się w obowiązku wyjaśnić dlaczego. To długa i smutna historia, ale pragnę Cię zapewnić, że to nie jest nic osobistego w stosunku do Ciebie, po prostu chcę wytłumaczyć dlaczego mam opory przed wyjazdem do Polski.
W małej miejscowości, w której mieszkam, około 800 m. od mojego domu, zamieszkali Polacy (w oryginale ‘polaks’), którzy przez cały rok poszukują pracy u rolników. Musiałem zbudować dwumetrowe ogrodzenie dookoła mojego domu, ponieważ z szopy w ogrodzie trzy razy ukradziono mi rowery. Nazajutrz widziałem „polaks” na moich rowerach. Kiedy udało mi się ich zatrzymać, mówili, że rower kupili od innego Polaka, który akurat wyjechał w nieznanym kierunku, nie wiadomo na jak długo.
Pewnego razu, kiedy wynosiłem wieczorem śmieci do pojemnika w ogrodzie, przyłapałem pewną Polkę, która usiłowała ukryć się w krzakach. Powiedziała mi po polsku (!), że chodzi jej o rower, bowiem nie wiedziała, że tyle po polsku rozumiem. Nie dalej jak w ubiegłym tygodniu, po raz drugi obrabowany i pobity został właściciel pobliskiego sklepu. Policji udało się złapać jednego ze sprawców. Zobacz link (tu następuje link).
Ludzie w naszej miejscowości zaczynają się bać. Dealer wyrobów elektronicznych, który mieszka 5 domów ode mnie, został pewnej nocy obrabowany, a gdy odmówił wydania pieniędzy, zrzucili mu telewizor na nogi, dotkliwie go raniąc. Dwa tygodnie temu włamano się do kilku domów na naszej ulicy, właściciel jednego z nich obudził się i wystraszył sprawców, którzy uciekli. Po przybyciu na miejsce, policja zauważyła, że na chodniku przed kilkoma domami na naszej ulicy leżą produkty żywnościowe. Złodzieje skupili się na okradaniu zamrażarek, które niektórzy mieszkańcy trzymają w szopach, za domem. Skradzione dobra rozłożone były wzdłuż ulicy, były przygotowane do zabrania przez samochód. Dla mieszkańców miasta było jasne, że musieli to zrobić Polacy, którzy mieszkają opodal.
W zeszłym miesiącu policja aresztowała dwóch ‘polaks’, którzy obrabowali sprzedawcę warzyw. Tak się składa, że moja żona, która prowadzi przedszkole, dobrze tego sprzedawcę zna, ponieważ jest on clownem – amatorem i czasami przychodzi do dzieci.
Wiem, że nie można wyrabiać sobie opinii o jakimś kraju tylko na podstawie postępowania niewielkiej grupki. Bardzo bym chciał zobaczyć Ciebie i Twoje muzeum, ale nie bardzo mogę wybrać się do Polski i skorzystać z twojego miłego zaproszenia”.
Tyle list. Bardzo jestem ciekaw opinii blogowiczów na ten temat, zwłaszcza tych, którzy mieszkają w krajach Unii Europejskiej.