„Nie” dla igrzysk w Krakowie
Wiele przemawia przeciwko organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w Krakowie i na Słowacji. Promocja Krakowa to cel zbożny, ale na to istnieją inne, tańsze sposoby.
Kraków jest atrakcyjny dla innej niż sportowa publiczność. Te obiekty sportowe, które są Polsce i tak potrzebne, np. kryty tor lodowy, mogą powstać bez gigantycznych wydatków zmarnowanych na igrzyska. Doświadczenie innych miejscowości, które organizowały igrzyska, wskazuje, że nie jest to przedsięwzięcie dochodowe, także w sensie wizerunkowym. Polska nigdy nie stanie się Mekką narciarzy i sportów zimowych – za mało gór, za krótkie trasy, za mało śniegu, za duże koszty naśnieżania. Tatry z Alpami nie wygrają, będą atrakcją zimową przede wszystkim dla nas i dla sąsiadów ze Wschodu. Nawet premier, który powinien popierać narty w Polsce, jeździ do Włoch, i nie dziwię mu się.
Nie warto iść tropem Soczi. Zakopiankę i tak będzie trzeba rozbudować. Mamy ogromne środki na infrastrukturę i na nich rejon może skorzystać. Nie rozumiem dlaczego minister Andrzej Biernat popiera ten gigantyczny projekt, na który już marnujemy miliony. Czy doświadczenie z obiektami na Euro 2012 nie jest wystarczające?
Rozumiem prezydenta Krakowa Majchrowskiego, który opowiedział się za referendum wśród mieszkańców – nie chce brać odpowiedzialności na siebie. „Gazeta Wyborcza” ustaliła, że referendum to sprytne posunięcie, pozwoli Majchrowskiemu ocalić skórę, a ostateczna odpowiedzialność i tak spadnie na rząd. Mnie to jest obojętne, uważam, że mamy pilniejsze wydatki.
Nie dziwi mnie, że chętnych do organizacji zimowych igrzysk jest mało. Może inni myślą tak: mniej efekciarstwa – więcej pracy od podstaw.