Zegarki i buty Kwaśniewskiego
Z narastającym zdziwieniem oglądałem we wtorek, 5 czerwca, telewizyjny program „Teraz my” (TVN). Gościem Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego był Aleksander Kwaśniewski.
Pierwsza część programu nie była zaskoczeniem. Gospodarze wystawili Kwaśniewskiemu rachunek za III RP – odsłonili nawet pomnik złożony z doniesień prasowych o aferach, jakie miały miejsce w czasach, kiedy K. był prezydentem. Był to normalny program „na kontrze”, jakich jest wiele we współczesnych mediach (aczkolwiek nie brak i programów życzliwych, wszak po to nastąpiła zmiana w TVP). Natomiast w części II panowie Morozowski i Sekielski byli oryginalni i dobrali się do zegarków Kwaśniewskiego: Jaki nosi dzisiaj zegarek? Czy to prawda, że lubi zegarki? Czy ma zegarek bardzo drogiej marki (której nazwy nie pamiętam)? Skąd go ma? Ile taki zegarek kosztuje (około 50 tys.)? Kto mu go podarował? Czy dużo ma takich kosztownych zegarków? Od kogo je dostał? I tak dalej aż do końca I części programu z udziałem byłego prezydenta.
Im dłużej to oglądałem, tym bardziej byłem zażenowany postawą gospodarzy oraz ich gościa. Gospodarze drążyli temat zegarka niewątpliwie pod publiczkę, bo to temat atrakcyjny. Któż by nie chciał wiedzieć, jakie kosztowne zegarki ma Kwach, od kogo je dostał, a może i dlaczego je dostał. Cały czas w powietrzu wisiało – ale nie padło, bo gospodarze są dżentelmenami – pytanie, czy aby Kwach zegarka nie dostał w zamian za jakąś decyzję, przysługę polityczną, krótko mówiąc, czy kolekcja zegarków byłego prezydenta nie jest aby z nieprawego łoża. Byłem trochę zdziwiony, że gospodarze poświęcają tak wiele czasu zegarkom, ale widocznie mieli w tym swój cel – ostatecznie to jest ich program, nagrodzony wieloma nagrodami (ostatnio telewizyjnym „Wiktorem”), więc widocznie wiedzą, co czynią. Ja jestem tylko widzem, który wolałby, żeby połowa rozmowy z prezydentem dotyczyła nie tylko zegarków, ale i innych ważnych tematów, np. krawatów i spinek do mankietów. Po obejrzeniu tej części programu można było odnieść wrażenie, że „ukradł, nie ukradł – zegarek zginął”.
Zdziwiło mnie także zachowanie byłego prezydenta, który cierpliwie i wyczerpująco odpowiadał na wszystkie pytania (skąd ma? kto mu podarował?) i jeszcze opowiadał, z jakiej okazji jaki dostał zegarek. Po pierwsze – zgadzam się, że te zegarki nie powinny być jego kolekcją, lecz powinny zostać oddane, jeżeli nie do muzeum b. prezydentów, bo takie nie istnieje, to choćby do muzeum zegarów lub do zbiorów cechu zegarmistrzów na Starym Mieście w Warszawie. Po drugie – dziwię się, że nawet bardzo kochająca rodzina robi podarunek z okazji 50. urodzin wart 50 tys. złotych. Jak na polityka, jest to wiadomość nieco krępująca, zwłaszcza polityka lewicowego, zatroskanego o los wykluczonych z naszej prosperity gospodarczej. Po trzecie – dziwię się, że prezydent z niezmąconym spokojem tak długo rozmawiał o swoich zegarkach, zamiast w pewnym momencie powiedzieć: „Panowie, ile można o zegarkach? Czy po to zaprasza się do studia byłego prezydenta, który usiłuje wrócić do polityki, żeby w kółko mówić o zegarkach? Czy w Polsce i na świecie nie ma już ważniejszych tematów?”.
W tym samym czasie, kiedy panowie zabawiali się konwersacją o kosztownych zegarkach, Władysław Frasyniuk oznajmiał, że wycofuje się z życia politycznego, a w każdym razie z LiD, bo nie może patrzeć jak lewica i demokraci zakładają Kwaśniewskiemu ołowiane buty, jak pogrążają go w swoich sporach i międzypartyjnych negocjacjach. Muszę powiedzieć, że chętniej obejrzałbym program o ołowianych butach niż o złotych zegarkach. Te pierwsze oznaczają bowiem utratę nadziei, że ktoś nas wyciągnie z IV RP, a te drugie to typowe zawracanie głowy.