Absurdy dnia
Dwa najbardziej przez media nagłośnione wydarzenia to ekshumacja zwłok generała Sikorskiego i wyprawa prezydenta Kaczyńskiego pod granice Gruzji. Oba jednako absurdalne, świadczące o polskich obsesjach.
Kolejna ekshumacja nie rozstrzygnie sporu o przyczyny śmierci Naczelnego Wodza. Jest bezprzedmiotowa, jest skutkiem działań kilku maniaków, a także politycznych cwaniaków, przebranych za historyków IPN, którzy wygłaszają frazesy, że „Polska jest winna Generałowi” i temu podobne banały. Skoro z góry wiadomo, że otwierając trumnę prawdy nie poznamy, po co zakłócać spokój Zmarłego, po co cała ta heca? Najlepiej, by – oczywiście – było, gdyby w trumnie znaleziono nabój z Kałasznikowa NKWD, to byłby cios w „lobby rosyjskie”, albo gdyby stwierdzono truciznę „Made in UK”, ale skoro z góry wiadomo, że niczego takiego w trumnie nie ma, to znaczy, że mamy do czynienia z kolejnym widowiskiem „Made by IPN”. To posługiwanie się historią do bieżącej polityki. Cała ta heca z galowym mundurem – to wszystko wydaje mi się trochę pogańskie, wbrew naszej kulturze, która nakazuje szanować zmarłych i majestat śmierci. To wszystko jest absurdalne i niesmaczne.
Drugie „wydarzenie”, to nieszczęsna wyprawa w Gruzji. Rozumiem intencje prezydenta: Chciał pokazać, że Rosjanie, pardon, Osetyjczycy, są tam, gdzie być nie powinni. Ale w tym celu wystarczyłoby wysłać Michała Kamińskiego z lornetką, bądź innego funkcjonariusza państwowego z polskimi dziennikarzami, i to za dnia, w pełnym świetle, a nie znienacka, wieczorem, narażając głowę państwa. Komentarz marszałka Komorowskiego („Jaka wizyta – taki zamach” i dalej o „ślepym” snajperze) wydaje mi się niestosowny, tak mówić nie wypada, a już słowo „ślepy” powinien marszałek wykreślić ze swojego słownictwa. Poza tym krytyka „ostatniego zajazdu w Gruzji” wydaje mi się uzasadniona. Prezydent Lech Kaczyński za bardzo utożsamia siebie z Saakaszwilim, a Saakaszwilego z Gruzją. Kiedy Saakaszwili odejdzie, Polska będzie miała w Tbilisi mniej przyjaciół. Poza tym trzeba pamiętać, że pomiędzy Warszawą a Tbilisi jest jeszcze Moskwa.
Warto zauważyć, jak powściągliwa jest reakcja na incydent graniczny nie tylko Unii Europejskiej (która ofiarowała Gruzji ogromne sumy), ale przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, bez których Saakaszwili nie byłby prezydentem. Nawet w obronie słusznej sprawy potrzebny jest rozsądek. Jak trafnie zapytał jeden z naszych blogowiczów: Czy podczas wizyty w Japonii prezydent pojedzie na granice Wysp Kurylskich? Jak słusznie zapytał Aleksander Kwaśniewski – Czy pojedzie do Strefy Gazy?
W wywiadzie udzielonym TVN Lech Kaczyński skarżył się, że cokolwiek by zrobił, to będzie krytykowane i znów użalał się na establishment, który ukonstytuował się w III RP, a którego jest przeciwnikiem. Są to kolejne obsesje dnia. Jest oczywiste, że w demokracji szef państwa, podobnie jak szef rządu, jest wystawiony na nieustanną krytykę rozmaitych grup interesów, jak nie pracodawców, to pracobiorców, jak nie „lobby rosyjskiego”, to „lobby amerykańskiego”, jak nie „prawdziwych Polaków, to „Europejczyków”. Każda decyzja wywołuje czyjeś niezadowolenie. A mówienie o establishmencie III RP, kiedy Rzeczpospolita roi się od nominatów IV RP (od CBA po TVP) jest absurdalne.
Trzeba jednak przyznać, że prezydent jest dziś bardziej powściągliwy w słowach niż dwa lata temu, kiedy za słowa krytyki zerwałby znajomość z marszałkiem Komorowskim, a zarzuty pod adresem Aleksandra Kwaśniewskiego sformułowałby w sposób bardziej dosadny. Prezydent Lech Kaczyński czegoś jednak nauczył się na swoim stanowisku i to należy docenić. Jest to nauka „on the job”, czyli w pracy. Chociaż prezydent nie przyznaje swoim krytykom ani odrobiny racji (to nie jest w stylu Braci K.), to jednak następnym razem – bawiąc np. w Republice Korei – nie da się zaciągnąć o zmierzchu na linię demarkacyjną i nie wystawi się na cel żołnierzom Kim Dzong Ila. Podobnie, bawiąc w Pakistanie, nie zechce pojechać na granice Afganistanu, żeby obejrzeć terrorystów z bliska.