Końska nasza Polska cała
„Wybory wygrywa się w Końskich, a nie w Wilanowie” – powiedział Grzegorz Schetyna, jeden z liderów Platformy, po przegranych wyborach 2015 r. Prawda ta potwierdziła się w wyborach prezydenckich, kiedy Andrzej Duda zdobył tam 61 proc. głosów. Od tego czasu gmina Końskie (woj. świętokrzyskie) kojarzy się z małą miejscowością, której nie wolno lekceważyć, przeciwnie – żeby wygrać wybory, należy tam być, rozmawiać z mieszkańcami, biesiadować, interesować się (lub udawać) ich problemami, dać im poczucie, że i oni są ważni.
Niestety, kiedy słyszę „Końskie”, myślę o partyjnej rutynie, o „ruszaniu w teren”, „wychodzeniu do ludzi”, „zakasywaniu rękawów” itp. To stara śpiewka przed każdymi wyborami. Skoro znał ją Schetyna, to zna ją też Tusk. „My jako Platforma właśnie po to jesteśmy tu, w Płońsku i w swoich wsiach, miasteczkach, miastach, w stolicy, żeby bronić interesów Płońska i innych 800 burmistrzowskich miast i ponad stu miast prezydenckich. I żeby bronić Europy w Polsce i Polski w Europie” – mówił Tusk na konwencji.
Jeszcze jeden dowód, że Platforma „odkrywa” prowincję, elegancko zwaną „terenem” lub „Polską powiatową”. „W Polsce ciągle jest bardzo wiele miejsc, gdzie trzeba zadbać o zupełnie elementarne potrzeby. Nawet takie jak kanalizacyjne czy wodociągi. Ale do tego są potrzebne środki i kompetencje w rękach miejscowych”.
Miejmy nadzieje, że Platforma tym razem faktycznie wyciągnęła wnioski ze swego wielkomiejsko-inteligenckiego wizerunku i poszła śladem PiS oraz Dudy, który odwiedził wszystkie gminy w Polsce (za pieniądze publiczne i w czasie pracy, bo lubi tę robotę). Owszem, wybory wygrywa się w Końskich, ale bez przesady! „Pójdziemy do ludzi, dzisiaj jesteśmy w Płońsku, ale każdego dnia będziemy wszędzie tam, gdzie potrzebna jest nasza obecność. Nie w studiu telewizyjnym, nie w warszawskiej kawiarni. Nie dlatego, żeby to były nieważne miejsca, broń Panie Boże (…)”. Nagrodą nie będzie fajny występ w telewizji, nie rozpoznawalność, nie lajki, „tylko poważna rozmowa z ludźmi, która da nagrodę, a tą będzie wygrana”.
Oby tak było, ale czy ludzie nie są aby zmęczeni, nie mają dość tej poważnej rozmowy z nimi? Ciekawe byłoby dowiedzieć się, jak wielkie jest zapotrzebowanie narodu na rozmowę z partią, bo że partii jest ona potrzebna – to nie ma dwóch zdań.
Nie bagatelizowałbym jednak występów w telewizji. Im więcej w telewizji Brudzińskiego, Suskiego, Terleckiego czy Witek – tym dla nas lepiej. Wielką zasługą TVN24 jest zapraszanie tych znakomitości do studia i pogoń za nimi w sejmowych korytarzach. Kaczyński chce zniszczyć wolną telewizję, bo mu nie służy. Zatem mam prośbę do polityków Koalicji: nie taktujcie opinii Tuska o telewizji dosłownie, bo on dobrze wie, co znaczą wolne media dla polityków. W drodze z Płońska do Końskich warto (od czasu do czasu!) zajrzeć do studia i pokazać się z najlepszej strony.