Mucha nie siada
Jedyny poważny spór, jaki się toczy, dotyczy OFE, systemu emerytalnego, finansów państwowych. Rzecz jest jednak tak skomplikowana, a opinie ekspertów tak sprzeczne, że przeciętny człowiek nie jest w stanie tego zrozumieć i wyrobić sobie zdania. Pozostaje intuicja, a w najlepszym wypadku zaufanie do jednych (Balcerowicz), albo drugich (Rostowski). Podejrzewam, że więcej osób przekonuje Balcerowicz, który cieszy się opinią bezinteresownego i nieustraszonego ojca reformy, ponadto bije na alarm, straszy, a rząd jak to rząd – wiadomo – kręci… Paradoksalnie Platforma, której na ogół ma się za złe strach przed reformami, może stracić część wyborców właśnie z powodu próby reformy.
Łatwiejsze do zrozumienia są inne sprawy bieżące. Trójkąt Weimarski jeszcze zanim się odbył, był przez ekspertów skazany na niepowodzenie, jako instytucja przestarzała i martwa, niepotrzebna nikomu oprócz Polski i to ze względów prestiżowych. A moim zdaniem dobrze, że to spotkanie się odbyło, dobrze dla pozycji Polski, która jest pozostałym uczestnikom potrzebna, dobrze, że usiłujemy nie dać się zepchnąć do Europy drugiej prędkości, dobrze wreszcie, że pilnujemy Francji i Niemiec w ich otwarciu na Wschód. Polska nie mogła powiedzieć „nie” idei spotkania Trójkąta z Rosją, lepiej więc przy tym być, niż obrażać się w stylu PiS i pomstować zza płotu, że Francja i Niemcy dogadują się z Rosją ponad naszą głową.
Potknięcia z zakresu etykiety faktycznie były. Prezydent Komorowski nie wykazał się refleksem, mógł przecież zamienić się miejscem pod parasolem z Sarkozym i mógł poczekać, a nawet wykonać przyjazny gest wobec gości, wskazując im ich fotele, zamiast siadać pierwszemu. Drobiazg, ale niepotrzebny. Nigdy nie dość troskliwości, powinno być tak, że nawet mucha nie siada…
Media kolejny raz obgryzają tę samą kość: wcześniejsze wybory i powyborcze koalicje. Prawdopodobieństwo wcześniejszych wyborów jest tak znikome, że nie warto sobie nim zawracać głowy. („Przejdziemy ten most, jak do niego dojdziemy”). Co się tyczy ewentualnych koalicji po wyborach, to najciekawsza, ale i ponura, była spekulacja: rząd POPiS z Gowinem jako premierem. (Że niby Kaczyński, Schetyna i Tusk mają za dużo wrogów). To hipoteza najciekawsza , ale i najgorsza – partia Kaczyńskiego blokowałaby reformy wolnorynkowe, a Platforma Gowina pielgrzymowałaby na Wawel. Lepsza, ale równie mało owocna byłaby wersja PO-SLD-PSL, złożona głownie z hamulcowych. Fatalna byłaby też koalicja PiS-PJN-PSL. Teraz widać, że reformatorskiej większości nie ma. Prawie wszyscy są zgodni, że trzeba skasować przywileje mundurowych, zmienić KRUS, wydłużyć lata pracy itd., ale nie ma w narodzie dość siły, żeby to przeprowadzić. I tak toczy się światek.
Zamiast tego mamy gadkę o konflikcie Schetyna – Tusk. Nie znam się na kulisach i korytarzach władzy, ale moim zdaniem żadnego konfliktu przed wyborami nie będzie, bo to byłoby dla Platformy samobójstwo. Jeżeli PO uzyska słaby wynik w wyborach, to wtedy pojawią się rywale Tuska. Czy to będzie Schetyna? Ja nie jestem do niego przekonany, sądzę, że nie jest to polityk formatu Tuska, ale – jak powiadam – to jest tylko moje odczucie. Schetyna po prostu do mnie nie przemawia.