Nixon i media
Kiedy czytamy o „furiackich, histerycznych atakach mediów”, przypomina się wojna, jaką toczył z mediami Richard Nixon, prezydent USA (1969-1974). Nixon był prezydentem w czasach bardzo dla Stanów niespokojnych, w kraju toczyła się wojna o równouprawnienie Murzynów, a za oceanem trwała wojna wietnamska. Wpływowe media zajmowały wówczas stanowisko bardziej „promurzyńskie i antywojenne” niż Nixon, co doprowadzało go do szału.
W owym czasie większość mediów, a przede wszystkim dziennikarzy, sprzyjała Partii Demokratycznej, ale dopóki nie było telewizji, Republikanie byli z tym pogodzeni. Im bardziej rozwijała się telewizja, tym rola mediów była większa. W kampanii wyborczej 1960 r., o porażce „o włos” Nixona z Demokratą J.F. Kennedym, zadecydowały być może takie drobiazgi, jak wygląd i zachowanie Nixona podczas pierwszych w historii telewizyjnych debat prezydenckich. Na tle przystojnego i obytego JFK, Nixon wydawał się spięty, spocony i niedogolony (miał ciemny, intensywny zarost). Od tamtego czasu pogłębiła się niechęć Nixona do mediów.
W następnych wyborach kandydatem Republikanów był senator Barry Goldwater, początkowo popierany przynajmniej przez media republikańskie, ale i te go opuściły, gdyż był „na prawo od Iwana Groźnego”. Na konwencji wyborczej Republikanów, Goldwater ściął się z najbardziej popularnym dziennikarzem TV, Walterem Cronkitem z CBS. Zdaniem senatora, CBS przekręciła jego słowa. „Ci ludzie nie powinni mieć prawa do nadawania programów” – powiedział. Delegaci na konwencje nosili wpięte w klapy znaczki potępiające „Wschodnią liberalną prasę” (Wschodnie Wybrzeże). Główny prezenter wiadomości NBC, David Brinkley, wspominał po latach, że „delegaci byli wobec nas wrogo usposobieni, grozili nam fizycznie, musieliśmy mieć ochroniarzy, wymykaliśmy i przemykali do hotelu.”
Konserwatywny magnat prasowy John S. Knight („Chicago Daily News”, „Detroit Free Press”) pisał w 1964 r.:
Nie mogę dłużej milczeć, kiedy patrzę jak źle traktuje Goldwatera większość mediów. Zaledwie kilka nie torturuje go każdego dnia. Niektórzy komentatorzy TV mówią o Goldwaterze z widoczną pogardą i potępieniem. Redakcyjni karykaturzyści rysują go jako Neandertalczyka albo relikt XIX stulecia. Wśród komentatorów modne jest pisanie o nim jako o dziwaku bądź członku (rasistowskiego – Pass) John Birch Society.
Nie musimy dodawać, że Goldwater wybory przegrał.
Richard Nixon, który nadal miał ambicje prezydenckie, zajął się odzyskiwaniem mediów na serio. David Brock, który współdziałał w walce prawicy o media (a potem przeszedł na stronę Demokratów), pisze, że taktyka Nixona polegała na „napaściach i dyskredytowaniu zawodu dziennikarskiego”. Jego prawą ręką był Patrick Buchanan, konserwatywny dziennikarz, który później sam szukał szczęścia w polityce. Nixon, który po ukończeniu studiów prawniczych nie mógł znaleźć pracy w renomowanych kancelariach, odczuwał głęboką niechęć do tego, co uważał za „elitę Wschodniego Wybrzeża”. „Wśród elity zwłaszcza nienawidził dziennikarzy” – pisze Brock.
Autor przemówień Nixona, konserwatywny publicysta William Safire, pisał w swoich wspomnieniach:
Nixon, który był świadomy gniewu, jaki go trawi, potrafił go prawie zawsze kontrolować, chyba że chodziło o kwintesencję ‘onych’, o prasę. Gardził nimi jako elitarystami, paniskami, arogantami, którzy patrzą z góry na ludzi wybranych przez naród, i robił wszystko, żeby ich zniszczyć, stając się po drodze elitarystą i niebezpiecznie aroganckim paniskiem.
Po przegranych wyborach na gubernatora Kalifornii w 1962 r., Nixon ogłosił, że odchodzi z polityki. Na sławnej konferencji prasowej powiedział:
Więcej już nie będziecie mieli Nixona, żeby go sobie kopać, ponieważ to jest moja ostatnia konferencja prasowa.
Po kilku latach jednak powrócił i w 1968 r. został prezydentem. Jego biograf pisze, że był szczególnie zaniepokojony, iż „prasa stanowi trzecią izbę, która popiera Demokratów”. W 1971 r. napisał notatkę do jednego ze swoich najbliższych współpracowników, H. R. Haldemana:
Musimy ich ugodzić w najbardziej czułe miejsce – ich pełne poparcie dla spraw ultraliberalnych… Oczywiście, prasa jest żywotnie zainteresowana, żeby Stany Zjednoczone przegrały wojnę (wietnamską – Pass) i zrobi wszystko, żeby rozdymać wszelkie złe wiadomości i pomniejszać dobre… W ciągu najbliższych miesięcy dyskredytacja prasy musi być naszym najważniejszym zadaniem.
Dziennikarze dominowali na „liście wrogów”, którą na polecenie prezydenta sporządził jego doradca John Dean. Dla forsowania swojej polityki Nixon – czytamy w książce Brocka – wykorzystywał politykę w dziedzinie telekomunikacji, odpowiednio manipulując rozdziałem częstotliwości. Szczególnie pomocny w wojnie z mediami był wiceprezydent Spiro Agnew, który mówił, że dziennikarze to „mała, niewybrana elita”. W telewizyjnym przemówieniu wygłoszonym w 1969 r., w czasie protestów przeciwko wojnie, wiceprezydent powiedział, że wiadomości TV nie pokazują rzeczywistości, lecz „wypaczone, prokomunistyczne i antypolicyjne poglądy dziennikarzy”.
Zarówno prezydent, jak i wiceprezydent nie doczekali sukcesu walce z mediami. Richard Nixon, jako pierwszy w historii USA, ustąpił ze stanowiska (z powodu afery Watergate, wykrytej przez dziennikarzy „Washington Post”), a Spiro Agnew podał się do dymisji z powodu afery korupcyjnej. Jak twierdzą znawcy, od tamtego czasu media amerykańskie przesunęły się na prawo, ale „Jaś nie doczekał”.