Asy i blotki

Polityka przypomina grę w karty. Każdy usiłuje rozpoznać, jakie karty mają przeciwnicy, a sam udaje, że ma „mocną rękę”. Koniec tygodnia minął jednak pod znakiem wykładania kart. Kancelaria Prezydenta wierzyła, że Tusk ma w ręku korzystne porozumienie w sprawie tarczy i zgarnie całą pulę. Żeby przywłaszczyć sobie choćby część tej puli, prezydent wysłał do Waszyngtonu pierwszą damę dyplomacji polskiej, która jednak nic nie wskórała. Nie zrozumiała licytacji, nie wiedziała, w jakiej konwencji Warszawa i Waszyngton licytują.

W tej sytuacji prezydent posunął się do kroku jak z filmu kryminalnego: zaprosił, a właściwie zawezwał, ministra Sikorskiego i negocjatora Waszczykowskiego, zamknął się z nimi w kabinie dźwiękoszczelnej, kazał wszystko protokołować i – jak się możemy domyślać – chciał się dowiedzieć, co jest grane. Czyli „na czele jakiego ruchu stoimy?”, jak w przypływach dobrego humoru mówił czasami MFR.

Prezydent Bush i prezydent Kaczyński dowiedzieli się, że rząd polski uznał amerykańską ofertę za zbyt skąpą i rokowania, acz nie zerwane, nie są też zakończone. Teraz kolej na stronę amerykańską, co położy na stole – jeszcze jedną blotkę, czy może jednak figurę? Sądzę, że przed wyborami w USA gra nie zostanie wznowiona, a po wyborach może być zupełnie inne rozdanie.

Tusk z Sikorskim nie ryzykują wiele, ponieważ większość społeczeństwa nie popiera tarczy, niekorzystne doświadczenia (offset za samoloty, Irak, Afganistan, Szymany) mają wpływ na opinię. Zacznie się dyskusja typu „kto winien?”, że być może straciliśmy niepowtarzalną szansę. Jarosław Kaczyński i Przemysław Gosiewski („głos jego pana”) uderzyli w nutę obrzydliwą, mianowicie jakoby to Moskwa decydowała o stanowisku polskiego rządu. To niegodna insynuacja i szantaż, gdyż decyzji polskich nie można rozpatrywać pod kątem Kremla czy Berlina. Nie można godzić się na tarczę „na złość Rosji”, na byle jakich warunkach, ani też tarczy odrzucać, bo to się Rosjanom spodoba. Jeżeli chodzi o apetyt Moskwy na dominację w naszym i innych regionach, to nic go nie zaspokoi. Prezes Kaczyński i „głos jego pana” Gosiewski po prostu insynuują Targowicę, mało, że sami tarczy nie załatwili, to jeszcze usiłują zepsuć stosunki z Rosją. Chyba tylko po to, żeby dopiec rządowi. Oczywiście, to święte prawo opozycji, ale nie do tego stopnia, żeby sugerować wysługiwanie się obcym mocarstwom.

Inne karty z mojej ręki: Grupa osób zwróciła się do brytyjskiego dziejopisa, Normana Davisa, autora wielu poczytnych książek o historii Polski, żeby napisał biografię Wałęsy. Pomysł sam w sobie dobry, taka książka mogłaby utrwalić popularność i wiedzę o Wałęsie, Polsce i Solidarności. Podejrzewam jednak, że w tle inicjatywy pozostaje nadzieja, że wreszcie niezależny autorytet zagraniczny rozstrzygnie nasze polskie swary. W to nie wierzę. Nie ma takiej siły, która przekona przeciwników Wałęsy. Żeby nawet Jan Paweł II zstąpił na Ziemię i zaprosił przywódcę „S” do swojego papamobilu, i tak będą mówili, że w bagażniku siedzi Kiszczak albo Michnik. A w książce Davisa będą szukać tylko „Bolka”.

Kolejna karta, to wręcz joker – msza w intencji Wojciecha Jaruzelskiego z okazji jego 85-lecia. Prasa podała, że nabożeństwo zostało odprawione jak gdyby wstydliwie, nie przybyli też żadni działacze lewicy, trwają gorączkowe poszukiwania tego, kto mszę zamówił, żeby go zdemaskować. Jeszcze trochę, a potrzebna będzie odwaga, żeby pójść na mszę w intencji Wałęsy. Potwierdza się zasada, że zwycięstwo ma wielu ojców, a klęska jest sierotą.