Pięta achillesowa Platformy
„Ten sezon polityczny to jest trójskok” – mówi w „Przeglądzie” dr Jerzy Głuszyński, socjolog, wiceprezes Pentor Research. Przez trójskok autor rozumie katastrofę pod Smoleńskiem, powódź i wybory. Dwa pierwsze skoki sprzyjają PiS.
Katastrofa zyskała partii i prezesowi wiele współczucia oraz sympatii, zatkała krytyków, za to pozwała krytykować polsko-rosyjskie śledztwo, z kolei powódź dostarczyła możliwości krytykowania rządu za zaniedbania oraz zarządzanie kryzysem powodziowym.
Dr Głuszyński przekonująco tłumaczy, jak PiS umiejętnie wykorzystuje okoliczności. Wnioskować możemy z prostego przykładu – „otóż pochowanie państwa Kaczyńskich na Wawelu nie jest tylko kwestią czyjegoś luźnego pomysłu. To jest kwestia umiejętności, by tego typu operację przeprowadzić. Trzeba umieć właściwej osobie, we właściwym czasie i w odpowiednich okolicznościach coś powiedzieć, przekonać, zobowiązać, zaskoczyć, wykluczyć drogę odwrotu itp. To pokazuje, że zarówno strona intelektualna jak i wykonawcza formacji PiS pracuje właściwie. A skoro pracuje właściwie, ma narzędzia, którymi potrafi się posługiwać, to można zakładać, że wszystkie tendencje dla siebie korzystne podtrzyma”.
Zgadzam się, że operacja Wawel została przeprowadzona po mistrzowsku. Żadnej dyskusji przed faktem, szybkie, dyskretne zrozumienie kardynała i kręgu prezesa, zgoda dwóch osób najważniejszych w tej sprawie (prezes i kardynał), bierność rządu, pojedyncze jałowe protesty, żadnej dyskusji po fakcie, bo skoro stało się, to po co debatować, byłoby to wręcz niesmaczne w atmosferze prawdziwego wstrząsu i żałoby narodowej, a w dodatku prezes PiS ma początek kampanii jak dzwon wawelski. W chwili ogłoszenia decyzji o pochowaniu na Wawelu byłem akurat w TVN, więc powiedziałem w programie, że kardynał wzywa do jedności, ale podjął decyzję, która dzieli, a ponadto Wawel oznacza, że Jarosław Kaczyński będzie kandydował.
Kandyduje z powodzeniem, akcje prezesa i jego partii idą w górę, wśród zwolenników Komorowskiego narasta niepokój i frustracja z powodu kandydata Platformy. Ma on niewątpliwe zalety i zasługi, takie jak rzetelność, odwaga, solidność, skromność, udane życie rodzinne, ale nie są to atuty łatwe do sprzedania w kampanii, gdzie liczy się nie ociężałość i niefrasobliwość w popełnianiu gaf, ale błyskotliwość, cynizm (jak cynicznie zmieniono oblicze PiS i prezesa), charyzma, bezgranicznie oddani współpracownicy, gotowi bronić swojego kandydata idąc wręcz w zaparte.
Platforma nie znalazła dotychczas sposobu na kampanię Jarosława Kaczyńskiego, której podstawowe wątki to żałoba, powaga (ale nie do tego stopnia, żeby nie obwiniać rządu o katastrofę), demagogia (dać powodzianom dwa razy więcej, śledztwo odebrać Moskwie), obłuda (przyjazne przesłanie prezesa do Rosjan, przy jednoczesnym podkreślaniu ich winy za katastrofę i atakowaniu Tuska za pełne ponoć do nich zaufanie). Platforma jak dotychczas przeciwstawia temu akcję pogrzebową i powodziową, zapracowanego premiera, w dodatku skromnego, bo gdyby to premier Kaczyński otrzymał nagrodę Karola Wielkiego w Akwizgranie, to jego dworzanie, na czele z TVP I wychwalaliby ten sukces pod niebiosa.
Przez minionych kilka lat politycy PiS i sprzyjające im media głosili, że Platforma i Tusk (o Komorowskim nikt wtedy nie mówił) to przede wszystkim PR („piar”), że „piarowców” mają świetnych. Do mnie to jakoś nie przemawiało, a teraz już widać gołym okiem, że pisowcy nie mieli racji. Ja nie bardzo widzę PR Komorowskiego. PR Jarosława Kaczyńskiego widzi chyba każde dziecko, które oglądało orędzie z pianinem w tle, czy rozwód z IV RP. Natomiast „piaru” Platformy i Komorowskiego nie widać. Może go po prostu nie ma. PR to pięta achillesowa Platformy i jej kandydata.