Pani Gienia i pani Ania
Wybór Genowefy Wiśniowskiej (“Gieni”, jak mówi o niej inny geniusz Samoobrony, p.Hojarska) na stanowisko wicemarszałka Sejmu i nominacja Anny Fotygi (“Ani” jak mówi zdrobniale przyjaciel z Gdańska) na ministra Spraw Zagranicznych, nie jest dobrą nowiną. Najważniejszą kwalifikacją obu pań jest ich całkowite oddanie swoim wodzom – Andrzejowi Lepperowi, którego Pani Gienia była sekretarką, zanim nie ukończyła tajemniczego instytutu moskiewskiego z filią w III RP, i Lechowi Kaczyńskiemu, za którym murem stoi Pani Ania. Obaj panowie potrafili się odwdzięczyć. Jeżeli obie panie mają być wzorem kariery, to coraz więcej będzie kobiet całkowicie oddanych swoim szefom.
Awanse Pani Ani i Pani Gieni świadczą, że zasoby kadrowe koalicji rządzącej są raczej skromne. Nic dziwnego, że jesteśmy świadkami festiwalu niekompetencji. Wiceminister Obrony obraża pamięć ofiar Katynia i ich rodzin, proponując umieszczenie muzeum na przeciwko ambasady rosyjskiej, żeby szczątkami zamordowanych przez Sowietów grać Rosjanom na nosie. Minister Obrony porównuje gazociąg pod Bałtykiem do paktu Ribbentrop – Mołotow i to w czasie, kiedy prezydent zabiega o poprawę stosunków z Rosją, a premier rozmawia z kanclerzem Niemiec. Minister Ryszard Schnepf – prawa ręka premiera w sprawach zagranicznych – sugeruje, że Polska mogłaby współfinansować podwodny gazociąg rosyjsko-niemiecki, gdyby Berlin i Moskwa raczyły dopuścić do tego przedsięwzięcia Unię. Jest to sugestia, którą były wicepremier Steinhoff (także z obozu post-solidarnościowego) nazywa skandalem.
Czyżby naprawdę rację miał Lenin mówiąc, że nawet kucharka potrafi rządzić państwem?