Żyć – nie umierać
Kilka dni temu spotkałem znajomą Amerykankę, panią już mocno starszą i bardzo sympatyczną. Podziwiałem, jak świetnie się trzyma i doskonale prowadzi rozmowę. – Ależ, panie Danielu, ja mam nowe kolana i nowe ramiona – powiedziała z dumą. Wszystkie cztery operacje, przeprowadzone w dwóch różnych krajach, jedna w USA, a druga w Szwajcarii, się udały. Co prawda nasi Internauci są na ogół przed osiemdziesiątką, ale mam i dla nich dobre wiadomości. W Unii Europejskiej coraz bardziej rozwija się turystyka medyczna. Jak donosi brytyjski dziennik „Daily Mail”, Anglicy coraz częściej wyjeżdżają na operacje zagranicę. W Wielkiej Brytanii na operację stawu biodrowego w uspołecznionej służbie zdrowia trzeba czekać rok. Pani Rachel Jenkins (76) udała się wiec do kliniki we Francji. Z tamtejszego szpitala przyjechał po nią samochód z kierowcą i przez tunel pod kanałem La Manche zawiózł na operację, plus dwa tygodnie rekonwalescencji – wszystko odbyło się wspaniale.
Inny chory, Kneale Talbot (68), notabene o preferencjach seksualnych niezbyt ulubionych przez posła LPR Wojciecha Wierzejskiego, nie mógł się doczekać na operację kardiologiczną w Anglii, i wybrał ofertę znanej kliniki niemieckiej w Lahr/Baden. Wstawiono mu trzy bypassy i jest zachwycony. Nie może się nachwalić lekarzy i opieki. Jedyne, co mu nie smakowało, to niemiecki ‘cup of tea’.
Anglicy coraz częściej jeżdżą na operacje kręgosłupa do Indii, katarakty – do Afryki Południowej, a do dentysty na Węgry. Masz chore kolano – jedz do Polski! Gazeta z dużym uznaniem wyraża się o Klinice Ortopedycznej Uniwersytetu Jagiellońskiego (operacja kolana od 6 tys. do 8 tys. funtów, tj. o połowę taniej niż w Anglii). Gazeta zapewnia, że polscy chirurdzy stosują te same protezy, co w Anglii, a klinika w Krakowie oferuje doskonałą rehabilitacje po operacji.
W Wielkiej Brytanii jest pełno firm, które specjalizują się w turystyce medycznej, ale na tym nie koniec. Jak się dowiadujemy z „Gazety Wyborczej”, Niemcy coraz częściej wybierają się na kremację zwłok do pobliskich Czech. Nabożeństwo w Berlinie, kremacja w Czechach, pochówek z powrotem w Niemczech, lub rozproszenie popiołów w powietrzu, nad terytorium Unii. – Turystyka cmentarna to dumping – oburza się niemiecki przedsiębiorca.
Unia działa więc na wszystkich frontach – można urodzić w Polsce, pracować w Hiszpanii, operować w Niemczech, kremować w Czechach, a szczątki pochować w ojczyźnie. Wszystko dobrze, dopóki do tej turystyki nie przyłączy się pogotowie i przedsiębiorstwa pogrzebowe w Łodzi.