W krainie absurdu
Jesteśmy w krainie absurdu. Użyłbym słów mocniejszych, ale obawiam się żandarmów medialnych, którzy o byle złośliwość nasyłają prokuratora, boję się prokuratora, które przyśle policjanta, boję się policjanta, którego w telewizji pokażą jak sprawdza z czyjej ja działam inspiracji, z kim jestem powiązany, za czyje pieniądze, krótko mówiąc używam określenia łagodnego: kraina absurdu.
Pan Prezydent, reagując na list “bandy ośmiu” byłych ministrów Spraw Zagranicznych, uznał, że tylko jeden z nich (Władysław Bartoszewski) zasługuje na szacunek, a drugi (Geremek) tylko częściowo. Z tego wynika, że pozostali sygnatariusze listu ośmiu to nie są żadne figury, tylko pionki.
Niezbyt eleganckie zachowanie prezydenta posuwa teraz dalej nowiutki wiceminister Obrony, Antoni Macierewicz, który mówi, że większość ministrów Spraw Zagranicznych po 1989 r. to są byli agenci Rosji sowieckiej, czyli okupanta. Kiedy przeczytamy wypowiedź Macierewicza, to okazuje się, że nie mamy do czynienia z wybrykiem, z facetem nieopanowanym, który nie wie co mówi, że to są brednie mitomana. Przeciwnie – ta wypowiedź nie jest ona żadnym wybrykiem, jest częścią kampanii przeciwko elitom, przeciwko “układowi”, przeciwko członkom najwyższych trybunałów, przeciwko niedouczonemu Kwaśniewskiemu, przeciwko podejrzanemu Rosatiemu, przeciwko Stypułowskiemu, przeciwko jeszcze niedawnym szefom, a dziś już wyrzuconym dekomunizatorom publicznej telewizji (Dworak, Grzywaczewski inni), przeciwko, przeciwko, przeciwko…
Skoro wyskok Macierewicza nie jest żadnym wybrykiem, to nic dziwnego, że ani jego przełożony, min. Sikorski, ani premier, ani prezydent nie mają powodu, żeby go wyrzucić na zbitą twarz. Minister Obrony (!), Sikorski, tworzy sobie wizerunek odważnego bojownika w Afganistanie, skoczka spadochronowego, autora wojowniczych wypowiedzi wobec Rosji. Tymczasem okazuje się, że ten skądinąd inteligentny i bywały minister, ma ręce skrępowane wobec swojego zastępcy, nasłanego mu przez Kaczorów do resortu, nie ma odwagi powiedzieć “basta”, nie ma sił huknąć pięścią w stół, chociaż on na pewno wie, jak szkodzą wizerunkowi Polski brednie Macierewicza. Pan premier raczył przyjąć wyjaśnienia Macierewicza, pan prezydent, który potrafi się zdenerwować z powodu byle dziennikarzyny w Niemczech – milczy w sprawie awanturnika Macierewicza.
Żeby nie wiem jakie opowiadali brednie, to nowy układ chroni swoich. Jacek Kurski oskarżył PZU i Platformę o aferę billboardową, która miała narazić spółkę Skarbu Państwa na straty i być oszustwem wyborczym. Wyrzucono szefa PZU i wiele innych osób, na ich miejsce przyszedł Jaromir Netzel, o którym wszystko wiadomo, albo raczej nic nie wiadomo, prokuratura kolejny miesiąc szuka poparcia dla słów Kurskiego i nie może ich do dziś znaleźć, a pan premier Kaczyński mówi, że Kurskiemu włos z głowy nie spadnie. Obowiązuje zasada: Być może to jest s…syn, ale to jest nasz s…syn.
Natomiast rysownik Raczkowski to nie jest nasz s…syn. Radio TOK FM nie jest nasze… Dlatego prokurator posyła policjanta do radia po taśmę z nagraniem słów Raczkowskiego, w których ten opowiada jakoby wsadzał biało-czerwone chorągiewki w psie odchody. Kiedy satyryk fantazjuje – to źle, kiedy fantazjuje poseł Zawisza na temat zbrodni Balcerowicza to nie ma już kogo do niego posłać, bo posterunkowy jest u satyryka.
Jeżeli to nie jest kraina absurdu, to co to jest?