Tragifarsa
Miniony weekend przebiegał według recepty Hitchcocka. Najpierw było trzęsienie ziemi, a potem napięcie już tylko rosło. Tragikomedia – tak można by określić to, co dzieje się w naszym polskim kabarecie. Poseł Paweł Zalewski na ławie oskarżonych PiS, musiał się posunąć, żeby zrobić miejsce dla innego posła – Jacka Kurskiego. Za co ten nieszczęsny Kurski trafia do rzecznika? Może za Wehrmacht i za grzebanie w przodkach do trzeciego pokolenia? Broń Boże! Może za bezpodstawne oskarżenia pod adresem Platformy oraz b. zarządu PZU o aferę billbordową? Boże broń! Poseł Kurski („fenomenalnie uzdolniony polityk”, jak o nim powiedział jeden z braci) podpadł, ponieważ nie jest dżentelmenem, stroił głupie żarty z powodu torebki posłanki Szczypińskiej, a także – jak wyraził się arbiter elegancji, p. Karski – jest na bakier z normami współżycia. Też mi odkrycie! Jeżeli przestrzeganie norm współżycia jest w PiS regułą, to na ławie oskarżonych potrzebne jest jeszcze co najmniej jedno miejsce.
Oskarżenie Kurskiego tuż obok Zalewskiego (wiceprzewodniczący PiS) ma świadczyć, że bracia „tną po skrzydłach”, a także nie mają litości nawet dla najbliższych. Trudno się z tego nie śmiać, podobnie jak ze słów prezesa/premiera, który powiedział, że wielokrotnie przymykał oczy na grzechy Zalewskiego, ale tym razem miarka się przebrała. Brzmi to jak reprymenda wychowawczyni w szkole podstawowej dla niesfornego Pawełka, który tym razem będzie wyrzucony za drzwi + wpis do dzienniczka ucznia + ma przyjść do szkoły z rodzicami.
Pan Prezydent skazał Pawełka na najwyższy wymiar kary: ogłosił, że więcej nie będzie się z nim bawił. Gdyby nie chodziło o najważniejszą osobę w państwie, byłoby to nawet zabawne. (Wielu naszych blogowiczów – Azrael, Marta, Cargo, Adam, Jasny Gwint – nie ma litości dla posła Zalewskiego, pisząc w duchu „widziały gały co brały”. Ja bym go jednak bronił. Kilka lat temu, kiedy konserwatyści z Ujazdowskim i Zalewskim wstępowali do PiS, mogli jeszcze mieć złudzenia, że tego wymaga wyższe dobro, czyli zdobycie władzy. Czar pryskał w miarę upływu czasu. Teraz już jest najwyższy czas i Paweł Zalewski nie może uniknąć konfrontacji. Albo odejdzie z PiS, albo postawi się wewnątrz PiS, czyli przed sądem koleżeńskim – najbardziej niezawisłym sądem, jaki istnieje dziś w Polsce. Jeśli spuści uszy po sobie to będzie skończony.)
Przyszłość Pawła Zalewskiego nie jest jednak ważna wobec faktu, iż premier ogłosił, że brat – prezydent będzie kandydatem w wyborach prezydenckich 2010 r. Lech Kaczyński to zdaniem Piotra Zaremby z „Dziennika” – najlepszy prezydent od 1989 r. Moim zdaniem jest za wcześnie na podsumowanie. Widzę „plusy dodatnie” (Muzeum Powstania Warszawskiego, aczkolwiek jednostronne w przekazie i wykorzystywane do kariery politycznej, ale ważne, że jest, Muzeum Historii Żydów i inne gesty w tej sprawie), ale i „plusy ujemne” – pełna identyfikacja z premierem, z rządem, z PiS, a nawet otwarta zgoda na podporządkowanie bratu, wyraźna nieporadność w swojej ulubionej polityce zagranicznej. To, co zaczęło się jako żart („Panie prezesie, zadanie wykonane”), rozwija się fatalnie. Mam na myśli nie tylko kłopoty gastryczne przed spotkaniem w Weimarze (żołądek LK = goleń AK), ale przede wszystkim Brukselę. Telefon Sarkozy’ego i Blaira w ostatniej chwili do Jarosława Kaczyńskiego (pomimo, że LK był na miejscu), nasuwa podejrzenia, że od decydowania jest JK, a od reprezentacji – LK. Dla mnie to wygląda jak upokorzenie polskiego prezydenta. Być może dlatego premier zapewniał nazajutrz, że ojcem sukcesu w Brukseli jest prezydent.
Czy LK może liczyć na sukces w 2010 roku – trudno powiedzieć. Na jego korzyść przemawia brak atrakcyjnego przeciwnika, bo trudno za takiego uznać pozbawionego charyzmy Donalda Tuska. Opozycja może jednak wyłonić innego kandydata (samych prawników godnych tego urzędu jest kilku: Zoll? Safjan? Stępień?). Szanse Lecha Kaczyńskiego na reelekcję zostały dziś osłabione przez ujawnione we „Wprost” taśmy z wykładami ojca Rydzyka:
Prezydentowa to czarownica, która powinna się poddać eutanazji. Prezydent to oszust ulegający lobby żydowskiemu. Sprawa Jedwabnego służyła tylko temu, by środowiska żydowskie mogły wyłudzić od Polski 65 mld. dolarów.
Podczas kiedy Jarosław Kaczyński i całe kierownictwo rządu przekazuje znak pokoju, a nawet więcej, ojcu Rydzykowi na pielgrzymce umiłowanego elektoratu Radia Maryja, ojciec dyrektor trzyma pod sutanną szpilę, z której kapie krew prezydenta i jego małżonki. Tak oto farsa przechodzi w tragedię.
PS. Bardzo się cieszę, że Belka i Balcerowicz są wśród kandydatów na szefa MFW. Szatany górą!