Koszmary przeszłości
Koniec tygodnia nie przyniósł sensacji, poza dalszą wymianą uprzejmości Kaczyński (J.) – Lepper. Post scriptum do wydarzeń ubiegłego tygodnia:
NIEMCY – czyli wystąpienie premiera we wsi Narty w sprawie wyroku sądu, zgodnie z którym obecnym mieszkańcom domu i gospodarstwa grozi eksmisja na rzecz byłych właścicieli, którzy wyjechali do Niemiec. Blogowicze w swoich komentarzach pisali, że nie można za wszystko winić PiS, które zastało zabagnioną sytuację prawną, bo to poprzednie władze nie doprowadziły do odpowiedniej zmiany ustawodawstwa i nie zaprowadziły nowego ładu w księgach wieczystych. Zgoda, ale krytycy wypowiedzi premiera reagują nie w kwestii własności, lecz tego, co zagraża nam dzisiaj: presja na sądy, żeby w swoich wyrokach kierowały się nie tylko prawem, ale i racją stanu. Racja stanu może być różnie interpretowana, co otwiera pole do dowolności. W Polsce sądy są przedmiotem nieustannej krytyki ze strony władzy wykonawczej, dla której poczynań władza sądownicza jest ostatnią barierą, i stąd hałas.
Warto dodać, że poprzedni właściciele gospodarstwa w Nartach nie stracili polskiego obywatelstwa, dla sądu więc była to sprawa polsko-polska. (Na ogół Niemców i Żydów wyjeżdżających z Polski zmuszano do zrzeczenia się obywatelstwa i dobytku, ale były wyjątki, np. z powodu niedopatrzenia). Takich przypadków jest niewiele. Zaniedbania prawne należy, oczywiście, usunąć, i tu rząd ma rację, ale nie należy straszyć. Strach przed powrotem dawnych właścicieli, Niemców i Żydów, jest autentyczny. Skąd on się bierze? Kilka lat temu odwiedził mnie przyjaciel z Kanady, który był ambasadorem swojego kraju w Chile. Pojechaliśmy do wsi, z której pochodziła jego matka. Kiedy robiłem mu fotografię na tle domku przodków, dał o sobie znać niepokój obecnych mieszkańców. Kanadyjczyk nie zgłasza zresztą żadnych „roszczeń”, ale strach ma wielkie oczy i bywa uzasadniony.
Łatwo jest wtedy stanąć przed chałupą w Nartach i uderzyć w nutę „nie rzucim ziemi, skąd nasz ród”. Nie należy w kampanii wyborczej grać na nastrojach („dziadek w Wehrmachcie”), ale czy to realne? Są w Niemczech zjawiska budzące niepokój, ale nie przesadzajmy – w każdym kraju można znaleźć nawiedzonych historyków, działaczy nacjonalistycznych, szkodników bardziej wpływowych niż rewizjoniści i odwetowcy bońscy.
Taka postawa byłaby skierowana nie tylko przeciwko Niemcom, co samo w sobie byłoby smutne, ale i przeciwko Polakom, którzy usiłują zapobiec pogorszeniu stosunków z zachodnim sąsiadem. Już pojawiły się insynuacje pod adresem niektórych polskich naukowców i dziennikarzy, że są na żołdzie niemieckim (bo są zapraszani na konferencje, występują w tamtejszych mediach). Rząd się szczyci, ileż to razy kanclerz Merkel odwiedziła Polskę, a zaraz potem narzeka, że Niemcy usiłują izolować nasz kraj w Europie (podczas kiedy w Brukseli izolowaliśmy się sami). W sumie, pozostaje wrażenie, że zagrożenie niemieckie jest i rośnie.
Polecam wspominaną już w naszym blogu książkę „Paranoja polityczna. Psychopatologia nienawiści” Robinsa i Posta, zwłaszcza rozdział „Społeczność międzynarodowa jako wspólnota paranoików”. Paranoik uważa, że układ międzynarodowy działa według modelu opartego na złej wierze („jak ja jego nie wykiwam, to on wykiwa mnie”), nawet przyrzeczenia najlepszych sojuszników są kłamstwami. Główne cechy paranoi – podejrzliwość, wrogość, skłonność do urojeń, strach przed utratą niezależności – ze szczególną łatwością przejawiają się w polityce zagranicznej. Oczywiście, w zdrowym organizmie potrzebna jest pewna doza strachu, podejrzliwości, ostrożności, nieufności, ale – jak piszą amerykańscy psychologowie – kiedy rywale stają się wrogami, zaczyna się paranoja.
ŻYDZI. Wszczęcie przez IPN śledztwa w sprawie nagonki antysemickiej w 1968 r. budzi wątpliwości. W tej kwestii obecne władze wysyłają mieszane sygnały. Z jednej strony godne uznania czyny i gesty – osobiste zaangażowanie prezydenta Kaczyńskiego na rzecz budowy Muzeum Historii Żydów w Warszawie, posłanie prezydenta z okazji rocznicy Pogromu Kieleckiego, rządowa telewizja patronuje festiwalowi kultury żydowskiej w Krakowie i festiwalowi kultury romskiej w Ciechocinku etc. Mamy dziś w Polsce prawdziwy renesans zainteresowania kulturą żydowską i jej rozkwit bez Żydów (podobnie jak istnieje antysemityzm bez Żydów, nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach regionu). Z drugiej strony, ten sam prezydent uczestniczy w odsłonięciu pomnika Józefa Kurasia, „Ognia”, historyk IPN wręcz Kurasia sławi, w Warszawie odsłania się pomnik Romana Dmowskiego, prezydent i premier milczą w sprawie antysemickich akcentów w wypowiedzi ojca-dyrektora, jakoby Prezydent ulegał lobby żydowskiemu itd. W rządowym radiu felietonistą został autor antysemickich wypowiedzi i dziś jest on już proszony o opinie przez poważny kiedyś dziennik rządowy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że śledztwo w sprawie wydarzeń sprzez 40 lat wszczęto nie tylko gwoli sprawiedliwości, ale i z przyczyn politycznych, żeby było się czym pochwalić podczas obchodów jubileuszowych za rok.
PS. Brawo Pani Lucyna za mądry i ciekawy komentarz w poprzednim wpisie blogowym „o Nartach”. Urodzona w 1960 r., w rodzinie niemiecko-kaszubskiej, dziś pisze o losach swojej rodziny już z drugiej półkuli. Pozdrawiam!