Aleja Huraganów
Pewna profesor meteorologii powiedziała wczoraj, że huragan Dean przemieszczał się Aleją Huraganów. Jest to nazwa bardzo stosowna dla naszego kraju i jeżeli chodzi o mnie, to umacniam dach, a okna zakrywam dyktą („dyktom”, jak mówi Janusz Kaczmarek). Przed nami huragan wyborczy. PiS rozpoczyna wojnę z Niemcami, którzy pod wodzą feldmarszałka Tuska nacierają na Polskę od Danzigu.
PiS pragnie jeszcze co najmniej dwóch lat, żeby zakończyć rozpoczęte dzieło. Faktycznie, wykonali już kawał dobrej roboty: Marcinkiewicz oddalony, Sikorski wypchnięty, Kaczmarek rozjechany, Łopiński zmarginalizowany, Krawczyk wymiśkowany, Kornatowski zwolniony, Giertych wyrzucony, Lepper zmiażdżony, Urbański zmartwychwstały – huragan porwał już wielu, wielu udało się już wyrzucić, ale wielu pozostało jeszcze do wyrzucenia. W samych mediach publicznych jest ich legion. Aleja Huraganów jest długa.
Ileż roboty ma jeszcze prokuratura – tyle spraw rozpoczętych i żadna nie dokończona: mafia węglowa, afery w PZU, holdingi poczęte z układu, Orlen, szara sieć – nic nie zostało zdemaskowane, ani jednego wyroku sądowego! Przeciwnie – im głębiej w las, tym bardziej układ potężny, aż zdołał wprowadzić do MSWiA swojego ministra. Jak nazywali się jego protektorzy? Czy aby nie Lech Kaczyński i Zbigniew Ziobro? Czyżby i oni należeli do układu? A ten układ jaki przebiegły – najpierw ulokował w MSWiA kardiochirurga, a dopiero potem – ministra.
– Łyżwiński do aresztu, Rydzyk umorzony – oto prawo i sprawiedliwość. A przecież wart Pac pałaca. Jeden koalicjant – Łyżwiński – nie jest gorszy od drugiego koalicjanta – Rydzyka. Ten drugi sączy jad do tysięcy polskich domów, zatruwa umysły, przynosi Polsce wstyd większy niż jeden erotoman i rzekomy gwałciciel.
Ileż jeszcze taśm do otworzenia. Nagranie rozmowy J. Kaczyński, Z. Ziobro, J. Kaczmarek, nagranie rozmowy Lech Kaczyński – Donald Tusk. Rząd, dowcipnie nazwany studiem nagrań, ma pełen portfel zamówień. Wczorajsi koalicjanci od wzmożenia moralnego – dzisiaj wieszają na sobie psy. To po prostu żenujące oglądać, jak wczorajsi małżonkowie dziś na siebie ujadają.
Ileż jeszcze do zrobienia mają scenarzyści PiS. Najpierw wykorzystali Muzeum Powstania Warszawskiego, później Jasną Górę, teraz pomnik Piłsudskiego. Jakie jeszcze świętości pozostały, żeby ustawić się na ich tle?
Ile jeszcze osób pozostało do skompromitowania, że byli członkami PZPR? Partia liczyła bądź co bądź dwa do trzech milionów członków, z których zaledwie część dostała się do rządu i do pałacu prezydenckiego IV RP. Papiery tych ostatnich wyciągane są w miarę budowy podstaw nowej Rzeczpospolitej. Zwolennicy lustracji mówili, że trzeba ujawnić przeszłość, żeby nikt nie mógł być szantażowany. Okazało się, że mieli rację – rząd szantażuje sam siebie: Będziesz grzeczny – nie powiemy, co robiłeś, do czego należałeś. Nie podskakuj, bo ci legitymacja PZPR wypadnie. Gdyby kózka nie skakała, to by do partii nie należała.
Nie ma się co spieszyć do wyborów, bo tak śmiesznie i strasznie po wyborach nie będzie. Chciałoby się doczekać jeszcze kilka artykułów prof. prof. Krasnodębskiego i Zybertowicza. No i nieocenionej prof. Jadwigi Staniszkis, która nieźle „pojechała po Kaczyńskich” w „Dzienniku”, ale na koniec postanowiła się przymilić:
W tym festiwalu megalomanii prezydent zrobił jednak gest, który mnie wzruszył: gdy wręczał oficerom pamiątkowe proporczyki, wyciągnął do pierwszego z nich rękę, a ten, zaskoczony, odpowiedział salutując. Ręka prezydenta niezręcznie zawisła w próżni. A MIMO TO LECH KACZYŃSKI WYKAZAŁ TĘ MAŁĄ, LUDZKĄ ODWAGĘ, BY DO KOLEJNEGO OFICERA ZNÓW WYCIĄGNĄĆ DŁOŃ. To był jedyny przejmujący moment w tej całej pompie.
No, jeżeli wyciągnięcie dłoni do polskiego oficera stanowi akt odwagi, to faktycznie huragan poczynił spustoszenie.
PS.
LANNAR (21 VIII) ma rację: Janusz Kaczmarek mógł napisać, że był kandydatem do PZPR, nie było to z jego strony pomniejszanie własnego zaangażowania. O ile wiem, to do partii nie wstępowało się od razu, ale na raty. Najpierw zostawało się „kandydatem”, czyli przechodziło okres próbny, który trwał chyba rok, a następnie, po chlubnym zakończeniu tego stażu, nabywało się prawa członka rzeczywistego. Dziwię się, że JK o tym nie wspomniał w rozmowie z Moniką Olejnik, ale tłumaczy go stres i zagubienie.
HAHA – dzięki za b. ciekawą relację z publicznej spowiedzi kandydatów na prezydenta USA. To prawda, społeczeństwo jest tam bardzo religijne, ale mimo wszystko rozdział Kościołów od Państwa godny pozazdroszczenia.
RAFAŁ – postów matki_kurki nie znam, więc nich o nich nie sądzę.
Pozdrawiam, Pass