Poważny premier

Drogie Blogowisko, serdecznie przepraszam za kilkudniowe milczenie. Urwałem się na weekend do Berlina (bilet kolejowy w obie strony w promocji – 79 euro). Fatalna pogoda mi nie przeszkadzała, ponieważ w Berlinie jeździłem metrem, a pod ziemią nie pada, na powierzchni zaś wiele czasu spędziłem w dwóch muzeach. Pierwsze to Berggruen Museum, wspaniała kolekcja – Picasso, Braque, Klee, zgromadzona przez jednego człowieka, który w latach 30. wyemigrował do Stanów (łagodnie mówiąc, nie był aryjczykiem), ostatnie lata życia spędził w Niemczech, całe życie gromadził bardzo konsekwentną kolekcję, którą podarował Berlinowi. Wspaniały zbiór, śliczne muzeum średnich rozmiarów, takie, po którym człowiek nie jest przemęczony. „Arlekiny”, „Żółty pulower” – co kto chce, nic tylko patrzeć i podziwiać. Gorąco polecam.

Nazajutrz udałem się do nowego centrum Berlina, na Potsdamer Platz, gdzie wyrosły imponujące budowle, a także pokryty szkłem, zachowany fragment starego hotelu. Niedaleko mieści się Neue Nationalgalerie – skarbnica sztuki XX wieku, budynek zaprojektowany przez Mies van den Rohe, co prawda bez wdzięku, ale za to elegancki i funkcjonalny. VdR ukończył budowę tego budynku (1968) na rok przed śmiercią, a projektował jeszcze ambasadę Niemiec w Petersburgu (1911!) oraz nagrobek Róży Luksemburg i Karola Liebknechta w latach 20. ub. wieku (podobnie jak Berggruen, w 1938 r. emigrował do Stanów). Piszę o tym wszystkim celowo, żeby przypomnieć, że świat nie kończy się na braciach Kaczyńskich i Donaldzie Tusku.

Gdy mnie już rozbolały nogi i krzyż w galerii – zabrałem się do gruntownego zwiedzania pewnej restauracji. W Berlinie można świetnie zjeść. Posiliłem się więc na duchu i na ciele. Na duchu, dodatkowo czytając niemieckie gazety „lub czasopisma”, jak tygodnik „Focus”, które wszystkie jak jeden mąż pełne były nieukrywanej radości z powodu przegranej braci Kaczyńskich. Tak dobrej prasy Polska nie miała za Odrą od lat. Rząd PiS przywiązywał (retorycznie) duże znaczenie do wizerunku Polski, zapowiadał jego poprawę, nawet powołał wice-Fotygę od wizerunku, i swoją obietnicę spełnił zza grobu: ledwie padł, a wizerunek sam się poprawił.

W drodze powrotnej rzuciłem się na polskie gazety i trafiłem na nie lada wiadomość: Poseł Jan Ołdakowski przeprosił za porównanie marszałka Komorowskiego do Goeringa. Własnym oczom nie wierzyłem, kiedy to czytałem. Widziałem już porównania do ZOMO, do 13 grudnia, do Urbana, ale żeby polski poseł porównywał innego posła do Goeringa? Cóż to za poziom? Dno! I to dyrektor, jeden z twórców Muzeum Powstania Warszawskiego? Coś takiego nie może nawet przejść przez myśl, a co dopiero przez gardło.

W sprawie meritum sporu Komorowski – Ołdakowski (czy można być posłem i dyrektorem dużej placówki jednocześnie?), uważam, że nie, że nie można i nie powinno się łączyć obowiązków posła z żadnym innym obowiązkiem, który wymaga systematycznej, wielogodzinnej pracy. Bycie dyrektorem takiej dużej i aktywnej placówki jak Muzeum Powstania Warszawskiego to chyba moc pracy, co najmniej 8 godzin dziennie, pełen etat z publicznych pieniędzy. Bycie posłem – to samo: sesje, komisje, ustawy, dokumenty, ekspertyzy, rozjazdy w teren i za granicę, a i poczytać nie zaszkodzi – wszak to moc roboty. Albo chcemy mieć posłów z prawdziwego zdarzenia, albo salon, w którym satyryk, sportowiec i muzealnik będą się od czasu do czasu spotykać na gadu-gadu plus głosowanie wg instrukcji klubu partyjnego. Istnieją urlopy bezpłatne, umowy, które można rozwiązać, są dżentelmeńskie porozumienia o powrocie na stanowisko, ale nie ma cudów: dwóch absorbujących i odpowiedzialnych zajęć nie da się wykonywać. Szacunek dla wyborców wymaga, żeby powierzoną przez nich misję sprawować full time.

Dobrze, że jeszcze nie mamy ministrów na pół etatu (choć niektórzy tak pracowali, np. Ziobro miał ½ etatu w TVP). Dziś już poznaliśmy skład przyszłego rządu Donalda Tuska. Jak już wspomniałem, do dyskusji personalnej się nie włączam. Pożyjemy – zobaczymy. Nie widzę w tym składzie nikogo, kto by budził moją nieufność. Część osób jest nieznana, ale to nie przemawia przeciwko nim. Pani Gęsicka też była nieznana, a okazała się najlepszym ministrem rządu PiS, Wassermann czy Kaczmarek był znany (a jest znany jeszcze bardziej) i co z tego? K&K wyrządzili Polsce poważną szkodę, urządzając hecę wokół Radka Sikorskiego. Należało to załatwić w sposób poważny, a nie ośmieszać Polskę i siebie.

W prasie pokazały się kąśliwe uwagi, że Tusk przekarmia Pawlaka, Platforma oddaje jakoby zbyt wiele koalicjantowi. Mnie to nie przeszkadza. Może Tusk myśli tak: Jeśli PSL na tym skorzysta i umocni się jako partia, to nie kosztem Platformy, tylko kosztem PiS albo LiD. Ale nie mówmy „hop!”, bo nie wiadomo, jak ten rząd skończy.

Na razie różnica stylu przejmowania władzy w stosunku do poprzedników jest ogromna. Widzą to również komentatorzy niemieccy, o których wspominałem – dostrzegają przede wszystkim różnice stylu Kaczyńscy – Tusk, bo merytoryczne różnice nie są porażające. Ale styl to człowiek i Tusk może po dobroci wytargować od Niemiec więcej niż jego poprzednik złością.

***

Podzielam pogląd „TJ” na temat Tuska wyrażony na naszym blogu. Ja też nie byłem jego entuzjastą, był np. zbyt ortodoksyjnym liberałem w sferze gospodarczej, ale trzeba to widzieć w kontekście PRL, kiedy poglądy Tuska dopiero się formowały i kiedy liberalizm był naturalną reakcją na etatyzm i państwo, które produkowało sznurowadła i nie umiało nawet posprzątać ulicy (jak pisał KTT).

Tusk przeszedł znaczną ewolucję, co z jednej strony dowodzi, że umie się uczyć, a z drugiej, że jest elastyczny. Sam byłem świadkiem jak zmienił pogląd na karę śmierci (ze zwolennika na przeciwnika). Czy jest elastyczny zanadto – to się okaże. W sprawach obyczajowych i światopoglądowych (aborcja, kara śmierci, chrześcijańska preambuła, stosunki kościoły – państwo) robi czasami koncesje na rzecz wyborców, ale wolę „realistę” od fanatyka. Już niedopuszczenie do wyboru Zbigniewa Romaszewskiego na wicemarszałka Senatu było dla mnie zaskoczeniem. Przewidywałem, że Tusk ustąpi, ale widocznie chciał pokazać Kaczyńskim, że jak Kuba – Bogu… Na dłuższą metę nie jest to dobra taktyka, chociaż zgadzam się, że z PiS trzeba twardo – innej gry nie rozumieją.

Zgadzam się z „TJ”, ze przyszły premier jest pragmatykiem, racjonalistą, ma trzeźwe spojrzenie na świat, jest poważnym politykiem, znacznie bardziej od egocentrycznego Rokity czy aroganckiego J.K. Czy jest „bardziej inteligentny od Jarosława K.” – jak twierdzi „TJ” – trudno mi powiedzieć (geniusza właśnie mieliśmy). Na pewno reprezentuje Zachód – pragmatyzm, wytrwałość, kulturę, szacunek dla innych, w odróżnieniu od Wschodu – autokratyzmu, nacjonalizmu, nieufności, jaki reprezentują K&K. A tak w ogóle to cieszmy się, bo premier powinien być przede wszystkim przyzwoitym człowiekiem. Nelly Rokita jest innego zdania, ale ona jest niepoważna.