Samobóje Tuska
Fot. Jan Zadora / REPORTER
Taki wytrawny piłkarz, Donald Tusk, już zdążył stracić kilka punktów, i to z własnej winy.
Była zapowiedź zniesienia „podatku Belki”, a teraz dowiadujemy się, że nie od razu, nie tak prędko, owszem, ale „w sposób zorganizowany” – jak powiedział Waldemar Pawlak. Ponieważ wpływy z tego podatku nie są znaczne i płaci go niewielka liczba osób (głównie są to i tak klienci Platformy), nasuwa się pytanie: czy warto było czynić taką obietnicę i tak szybko, w sposób niejasny się z niej wycofywać? Mnie to wygląda na strzał do własnej bramki.
Drugi strzał to Konstanty Miodowicz z ramienia PO do sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych. Już samo wpisanie Miodowicza na listę wyborczą i wpuszczenie go do Sejmu było zniewagą dla wszystkich, którzy pamiętają jego rolę w utrąceniu kandydatury Cimoszewicza w wyborach prezydenckich. Afera Jaruckiej i Miodowicza to skandal, który nie wiadomo dlaczego został zapomniany (chyba dlatego, że skandali mamy tak wiele). Lewica i wszyscy przyzwoici ludzie powinni wygwizdać pojawienie się Konstantego Miodowicza w barwach PO na boisku zwanym KSS. A selekcjoner Tusk, żeby nie wiem ile Miodowiczowi zawdzięczał (a zawdzięcza mu dużo) – nie powinien był go tym razem wystawić do gry.
Przypomnę, że przed wyborami prezydenckimi, kiedy było już jasne, że sprawa Jaruckiej jest prowokacją, kandydat Donald Tusk ograniczył się do stwierdzenia, iż ma nadzieję, że sprawę wyjaśni wymiar sprawiedliwości. Tylko tyle! Teraz Donald Tusk mógłby chociaż wyjaśnić, jak się wtedy czuł, a może nawet przeprosić i wyrazić zadowolenie, że Cimoszewicz trafił do Senatu. Ciekawe, że żaden z naszych dociekliwych dziennikarzy (ani dziennikarek) nie zapytał Tuska, co ma na ten temat do powiedzenia. Podzielam niesmak blogowiczów, którzy wracają do tej sprawy. To samobój Tuska.
Liczba członków Komisji (7? 5? 4?) to kolejne strzały do własnej bramki. I jeszcze sprzeciw wobec kandydatury Zbigniewa Romaszewskiego na wicemarszałka Senatu. Donald Tusk powiedział, że zrobił to dla marszałka Borusewicza, i ja to rozumiem. Borusewicz nie mógł zgodzić się na wicemarszałka Romaszewskiego po tym, jak ten podzielił absurdalne oskarżenia Andrzeja Gwiazdy pod jego adresem. Jeśli jednak Romaszewski faulował i zarzut był świństwem – należało pokazać mu żółtą kartkę. Usuwając go z boiska, a następnie przywracając go do gry pod wpływem publiczności, czy protestów drużyny przeciwnej, Tusk strzelił sobie gola.
I ostatnia sprawa – Karta Praw Podstawowych. Zanosiło się na to, że Tusk ją podpisze. Teraz okazuje się, że ma racjonalne argumenty, żeby jej nie podpisywać. Ale po co w takim razie był ten zwód, jeśli nie oddaje się strzału, tylko podaje do tyłu, w stronę własnej bramki? Na to drużyna Kaczyńskiego i Brudzińskiego tylko czyha.