„Oszustwo” w Hollywood
Fot. Piotr Fotek / REPORTER
W poniedziałek rano udałem się do sklepu, gdzie uwagę moją zwrócił duży i jednoznaczny tytuł na czołówce gazety codziennej „Polska” : „WIELKI TRIUMF WAJDY”. Byłem więc pewien, że „Katyń” dostał Oskara, dałem się złapać i kupiłem „Polskę”. Przy bliższej lekturze okazało się, że owszem – Wajda odniósł triumf, ale nie w Hollywood, tylko… w badaniach opinii publicznej w Polsce. „ ‘Katyń’ to najlepszy polski film wszech czasów” – twierdzi większość badanych. „’Katyń uplasował się na szczytach wszystkich przedoskarowych rankingów”. „’Katyń w Stanach Zjednoczonych osiągnął rekordy oglądalności, bo zobaczyło go ponad dwa tysiące oskarowych decydentów.” „Film Wajdy miał świetną kampanię w Europie i USA.” Wszystko to przepisuje z jednej tylko „Polski”. Także Andrzej Wajda w rozmowie z „Polską” uderzył w wielki dzwon: „Nie byłoby ‘Katynia’, gdyby nie ci, którzy wywalczyli wolność Polski.” – powiedział, skądinąd całkiem słusznie.
Wszystko to jest prawdą, ale mam wrażenie, że uderzając w ten ton „Polska” i inne media zawyżyły oczekiwania, zepchnęły daleko w cień, jako nieważne, pozostałe filmy nominowane do Oskara. Stworzyły wrażenie, że nasz film jest najlepszy. Jest murowanym faworytem i tylko jakiś kataklizm może „nas” („nas”, bo to wspólna sprawa narodowa wagi państwowej) pozbawić najwyższego lauru. Kiedy więc w poniedziałek rano dowiedzieliśmy się, że Oskara w kategorii najlepszy film zagraniczny otrzymał film austriacki „Oszustwo”, powstało wrażenie, że faktycznie mamy do czynienia z jakimś oszustwem. – Jakże – mamy prawo zapytać – to film o zbrodni sowietów, o naszej narodowej tragedii, film, który obejrzała kanclerz Merkel i który lada dzień będzie miał premierę w Moskwie, film, na którego promocję wydano milion dolarów, film, który jest symbolicznym pogrzebem tysięcy polskich ofiar Berii i Stalina, nie dostał nagrody? Mało tego, najwyższy laur otrzymał film o Żydach, więźniach, którzy na polecenie hitlerowców w Auschwitz podrabiają dolary, a więc film o żydowskich oszustach, a nie o polskich bohaterach.
Co prawda tu i ówdzie ktoś nieśmiało wspomniał, że „Katyń” nie należy do najlepszych filmów Wajdy, że spośród pięciu finalistów tylko nasz film nie znalazł dotychczas dystrybutora w USA, i to pomimo milionowej promocji oraz kampanii Polonii amerykańskiej, która nie znając filmu w patriotycznym odruchu głosowała nań w listach do „New York Timesa”, ale były to głosy pokątne. Prawdziwe uczucia narodu oddawał tytuł w dzienniku „Polska”: „Wielki triumf Wajdy”. Każdego innego dnia, słowa te nie byłyby dysonansem. Wczoraj, kiedy ogłaszano werdykt Akademii Filmowej, była to jawna manipulacja, która jednak dobrze trafiała w zapotrzebowanie społeczne: kiedy nasi biorą udział w rywalizacji (artyści, sportowcy, ktokolwiek), to są najlepsi i kropka. A że wystawiamy do konkursu tragedię narodową, to chyba należy nam się Oskar. Momentami powstawało wrażenie, że Oskary przyznaje się nie za najlepsze filmy, ale za największe bohaterstwo i cierpienia narodów, które je wyprodukowały.
Niczego nie ujmując ogromnym zasługom Andrzeja Wajdy dla naszej sprawy narodowej, warto pamiętać, że Akademia Filmowa w Hollywood różni się jednak od Instytutu Pamięci Narodowej.