Nie matura, lecz chęć szczera
Piotr Semka („Rzeczpospolita) strasznie się oburzył, że na maturze z wiedzy o Polsce należało zanalizować fragment artykułu Jacka Żakowskiego z „Polityki”. „Zadanie, które pojawiło się w tegorocznych testach, to po prostu skandal” – pisze. Dlaczego? Ano dlatego, że tekst „Żakowskiego pełen jest emocji i subiektywnej oceny kampanii 2005 roku (…) epatuje bratobójczymi walkami, agentomanią, waśniami i nagonkami, a ponadto obraża historyków IPN.” Minister Hall powinna więc, zdaniem red. Semki, wpłynąć na ciesząca się duża autonomią Komisję MEN, żeby egzaminu dojrzałości nie wikłać w bieżące spory. Piotrowi Semce wtóruje historyk Eisler, który uważa, że tekst Żakowskiego „jest po prostu głupi”.
Moim skromnym zdaniem, fakt, że tekst Żakowskiego jest pełen emocji i subiektywnej oceny, stanowi jego zaletę, fakt, że dotyczy bieżących sporów jest zrozumiały, bo to matura z wiedzy o Polsce współczesnej, a nie z historii, wreszcie historyków IPN trudno naprawdę obrazić, to raczej oni obrażają innych (mam na myśli np. artykuły pp. Chodakiewicza i Musiała – historyków związanych w IPN, którzy odsądzają innych od czci i wiary, i to na łamach tejże „Rz”.).
Skąd więc oburzenie Piotra Semki i dlaczego tekst Żakowskiego jest głupi? Fragment artykułu „Żaka”, który otrzymali maturzyści zawiera porównanie karnawału Solidarności jesienią 1981 r. z nastrojami młodzieży przed wyborami 2005 roku. Oto kluczowe zdania: „Klimat jesieni 1981 r. nie bardzo się różnił od klimatu jesieni 2005 r. Też były głownie bratobójcze walki, oszczerstwa, agentomania, waśnie i nagonki. Breżniew i Jaruzelski czaili się do skoku , kiedy w „S” wrogiem publicznym nr 1 stawał się Adam Michnik, a Wałęsę coraz częściej oskarżano o uleganie i wysługiwanie się władzy. (…) Cała ta Polska zawierucha, którą dziś przechodzimy, to w dużym stopniu jest ich – dzisiejszych 20. i 30- latków pokoleniowy karnawał. (…) Młodzi, którzy błyskawicznie zorganizowali się się po śmierci papieża, czuli się pewnie tak, ja my czuliśmy się po śmierci ks. Popiełuszki. Młodzi, którzy z błyskiem w oku wyciągają z IPN brudy, też pewnie czują się tak, jak my czuliśmy się w BIPS przy powielaczach w podziemnym kolportażu. Ten świat im się nie podoba, więc próbują go zmienić.”
Nie widzę niczego skandalicznego w takim spojrzeniu wybitnego skądinąd publicysty. Ma on prawo do swojej oceny i własnych skojarzeń. Maturzyści mieli za zadanie „podać wskazane w tekście dwa podobieństwa i dwie różnice pomiędzy postawą i sposobem działania Polaków w roku 1981 i 2005.” Podoba mi się to zadanie i przewodniczący Komisji Egzaminacyjnej MEN, Marek Legutko, słusznie go broni. Test pozwalał stwierdzić, czy młodzi ludzie umieją czytać i potrafią zrozumieć argumenty, myśleć historycznie, dostrzegać znaki czasu. Rozumowanie Żakowskiego było miejscami naciągane, ale co z tego? Jego celność potwierdziła się w wyborach 21 października ub.r., kiedy młodzież gremialnie udała się do urn, żeby odsunąć od władzy PiS. Być może stąd płynie oburzenie komentatora „Rz”. Żakowski nie jest ulubieńcem komentatorów IV RP, nie podzielają oni jego poglądów, dla nich Michnik, Paradowska, Żakowski zatruwają tylko umysły. Chyba tylko dlatego Piotr Semka apeluje do minister Hall, a więc do czynnika politycznego, żeby ingerowała w pracę Komisji.
Ja natomiast apelowałbym wręcz przeciwnie, żeby następnym razem zapytać maturzystów, co myślą o rozmowie dwóch licealistów – kombatantów jesieni 1981 roku: dziennikarza Roberta Mazurka („Dziennik”) z historykiem Pawłem Sowińskim, autorem książki „Komunistyczne święto. Obchody 1 Maja w latach 1948-1954”. (Nb. pan Sowiński wypowiada się całkiem rozsądnie i jestem niesprawiedliwy wyciągając z kontekstu jedno jego wspomnienie, ale nie mogę sobie odmówić.)
Mazurek: „Nieco ze wstydem przyznaję, że razem z kolegami urządzaliśmy w latach 80. zawody w pluciu do popiersia Lenina.”
Sowiński: „Bandażowałem sobie rękę, by nie nosić szturmówki, a po pochodzie doznawałem cudownego uzdrowienia i ściągałem opatrunek.”
Im dalej od komunizmu – tym więcej mamy kombatantów. Zwłaszcza wśród dzieci. Nie na darmo mówi się, że Polska to kraj bohaterskich dzieci (i nie zawsze mądrych dorosłych).