Wiele hałasu o nic
„Wiele hałasu o nic” – ten tytuł, znany co lepiej wykształconym blogowiczom (Szekspir chyba już usunięty z lektur) – dobrze oddaje atmosferę minionego tygodnia.
Trwał rwetes z powodu podróży Donalda Tuska do Ameryki Łacińskiej. Wrzawa wszczęta z tego powodu była kompromitacją mediów, które kpiły bez końca ze Słońca Peru i z peruwiańskiej czapeczki. Jarosław Kaczyński mógł być zadowolony, tym razem media spełniły chyba jego oczekiwania. Z chóru kpiarzy wyłamał się Jarosław Gugała, były ambasador w Urugwaju, dziś szef informacji Polsatu, który napisał w „Rz”, że podróż Tuska była ważna. Być może dlatego, że ja również byłem ambasadorem w tamtym regionie, uważam, że podróż była potrzebna, a kpiny bezpodstawne, ponieważ:
- Polska polityka zagraniczna nie może kończyć się na Rosji i na Niemczech.
- Jesteśmy częścią Unii Europejskiej, a ta ma swoje interesy także w Ameryce Łacińskiej, i to nie tylko dawne mocarstwa kolonialne – Hiszpania i Portugalia, ale nawet Finlandia, która w ubiegłym roku odnotowała najwyższy przyrost obrotów handlowych z AŁ.
- Jeżeli chcemy mieć poparcie na forum międzynarodowym dla naszych postulatów i kandydatów, choćby w ONZ, to musimy o nie zabiegać także daleko od Polski.
- Obroty handlowe Polski z Ameryką Łacińską są dramatycznie małe (ok. 1 proc. naszego handlu zagranicznego). Każda próba ich stymulacji zasługuje na uwagę. Ameryka Łacińska to nie tylko folklor i tango, to ponad 300 mln ludzi, w tym kraje zaawansowane gospodarczo, jak Brazylia i Chile.
- Jeżeli nie chcemy być izolowani na świecie, to nie możemy lekceważyć takich państw jak Chile i Peru. Stosunki międzynarodowe wymagają także gestów i maja swój rytuał. Jego częścią są spotkania na szczycie i wizyty polityków. Kiedy w Chile był ówczesny marszałek Sejmu, Płażyński czy prezydent Kwaśniewski – gospodarze także pokazywali im swój kraj. Prezydent Chile w latach 90. Eduardo Frei, bawiąc w Polsce też „musiał” zwiedzić Kraków. Lepiej, że premier Tusk złożył zaległe wizyty w tych krajach „przy okazji” szczytu w Limie, niż gdyby miał tam jechać oddzielnie. „Przeliczanie” kosztów wizyty na obiady dla głodnych dzieci, jak to uczynili posłowie PiS, jest żałosne. Jedna defilada wojskowa w Warszawie kosztuje nie mniej, a mimo to nikt nie kwestionuje jej celowości.
- Naśmiewanie się z czapeczki i Słońca Peru jest zabawne, ale pamiętajmy, że zagranicznym gościom pokazujemy w Polsce Wawel i Wieliczkę (nie mówiąc o miejscach kaźni) i jakoś nikt nie śmieje się z zagranicznych przywódców, że bawiąc w Polsce odwiedzili kopalnię soli.
- Polityka informacyjna rządu w sprawie tej podróży była kiepska – można i trzeba było wyjaśnić jej cele i rozładować krytykę. W sumie – blamaż mediów i rządowego pi-ar.
Wiele hałasu o nic – tak można by też określić awanturę o Bolka. „O nic”, ponieważ dzisiaj, po prawie 40 latach nie ma większego znaczenia, czy Lech Wałęsa – młody, opozycyjny robotnik niepokojony przez bezpiekę, miał chwilę słabości. Faktem jest, że był wielkim przywódcą Solidarności i jak nikt przyczynił się do obalenia systemu. Wolności nauki w Polsce nikt nie zagraża, i historycy IPN mogą udowadniać, co tylko dusza zapragnie, mogą nawet mieć rację. Ale przecież nie chodzi o to, czy Wałęsa był, czy nie był Bolkiem, lecz o to, by przekreślić zasługi jego i tych, którzy przy okrągłym stole uzgodnili koniec systemu i pokojową transformację, za co powinniśmy im być wszyscy wdzięczni. Oczywiście, prawda historyczna wymaga odkrycia wszystkich kart, ale reputacja pp. Gontarczyka i Cenckiewicza oraz IPN pozwala domniemywać, że chodzi o coś więcej – o unieważnienie III RP i wmówienie ludziom, że wszystko to był spisek esbeków z esbekami. Czy Lech Wałęsa popełnił błąd młodości, nie ma tu nic do rzeczy, dlatego uważam, że jest to wiele hałasu o nic.
Zwolenników Lecha Wałęsy i III RP mogę tylko uspokoić – nie denerwujmy się, panowie G. i C. nie są w stanie zaszkodzić naszym ideałom, w ogóle nikt nie jest w stanie zaszkodzić nam bardziej niż my sami. Z czasem prawdę tę pojmą również dr G. i dr C. Niech sobie piszą, co chcą, po to jest wolność słowa. I Bóg z nimi.