Znaki pokoju i znaki wojny

Chciałbym poruszyć kwestie delikatne, chociaż wiem, że blog nie jest do tego odpowiednim forum, ponieważ może tu trafić każdy, i bezkarnie, anonimowo, obrażać innych, a moderacja jest bardzo liberalna. Ale spróbuję.

„Pogrzeb Bronisława Geremka pokazał dobrą twarz Kościoła katolickiego” – pisał nazajutrz Jan Turnau w „Gazecie Wyborczej”. Turnau bardzo oględnie uzasadniał, dlaczego ta twarz jest dobra:

Człowiek spoza formalnych granic Kościoła, o rodowodzie laickim, lewicowym, był wspominany w najważniejszej świątyni polskiej z taka atencją, jak gdyby był szambelanem papieskim.

Autor poczuł się dumny ze swojego Kościoła, a udział hierarchów uznaje za „kościelne i społeczne wydarzenie”.

Prywatnie wiele osób zauważyło, że pogrzeb prof. Geremka rozpoczął się od mszy w Katedrze katolickiej, ale nie widziałem, żeby ktoś pisał o tym publicznie. Jan Turnau też jest delikatny, nie wspomina, że Zmarły był Dobrym Polakiem i Żydem zarazem, co jeszcze bardziej podkreśla wyjątkowy charakter pogrzebu. Pamiętajmy także o kondolencjach, jakie nadeszły z Watykanu. Dobrze by było, gdyby ten pogrzeb stał się ważnym krokiem w kierunku Kościoła otwartego na laików, na ludzi o rodowodzie innym niż Polak – Katolik, i będących poza Kościołem. Jeżeli trzeba być AŻ Profesorem Geremkiem, żeby dostąpić takiego zaszczytu, to znaczy, że jesteśmy dopiero u początku tej drogi.

Dostrzegam tu podwójną miarę. Profesor medycyny w Łodzi, katolik, który nie podzielał doktryny Kościoła, ale uratował wiele kobiet, miał po śmierci wielkie kłopoty z pochówkiem. Może nie był tak wybitny i zasłużony jak Profesor Geremek? Największy grzesznik, jeśli grzeszy w Kościele, jak ojciec – dyrektor czy Jerzy Robert Nowak, może liczyć na przychylność. Inni muszą najpierw być bohaterami. Podzielam zadowolenie Jana Turnaua, ale coś mi tu nie pasuje. Czy to nie jest znak pokoju przekazany tylko na chwilę? Pora na dalsze znaki, np. z Torunia.

***

W kolejnym wybryku poseł Palikot przekazał prezydentowi Kaczyńskiemu znak pokoju, uznając go za „chama”. Uważam taki język za niedopuszczalny. Kiedy jakiś czas temu krytykowałem posła Palikota – dostało mi się od niektórych blogowiczów, że Palikot mówi to, co myśli, bądź to, co oni myślą etc. Ja jednak i tym razem uważam epitety za niestosowne, to jest właśnie ten rynsztok, walka w błocie, w której królują i dobrze czują się pp. Kempa, Brudziński i inne koguty. Jestem zdecydowanym krytykiem prezydentury L.K., ale uważam, że podobną treść mógł p. Palikot wyrazić innymi słowy. Polszczyzna jest wystarczająco bogata, żeby sformułować dezaprobatę, a nawet oburzenie na prezydenta.

Mam również nadzieję, że minister Sikorski, nawet najbardziej poniewierany i prowokowany przez prezydenta, nie powiedział (i to w obecności Anny Fotygi), że prezydent może być chamem. Śledztwo w wykonaniu prezydenta, jego nieustanna wrogość, mogą Sikorskiego wzburzać, ale nie może dać się ściągnąć do tego poziomu. Donald Tusk, który sam imponuje spokojem, wyraźnie ma trudności z powściągnięciem swojej drużyny. Zgadzam się z „Teodorą”, która na tym blogu przypomniała, że nie kto inny, jak Platforma, ludzie Donalda Tuska, panowie Brochwicz i Miodowicz, w karygodny sposób utrącili w wyborach prezydenckich Włodzimierza Cimoszewicza i tym samym przyczynili się do zwycięstwa L.K. Teraz Donald Tusk ma za swoje.

***

Bez większego echa w mediach przechodzi fakt, że komisja spraw zagranicznych USA przyjęła rezolucję wzywającą Polskę do przyjęcia ustawy o reprywatyzacji. Tymczasem trwają negocjacje w sprawie tarczy. Czy zbieg tych wydarzeń jest przypadkowy, czy też Waszyngton daje Polsce do zrozumienia, że możemy się dogadać w obu sprawach, bo jeśli nie, to będzie naciskał raz jeden, raz drugi pedał? Co prawda prywatyzacja jest sprawą polską, premier Tusk zapowiadał jej rychłe rozstrzygnięcie, ale tak się składa, że niektórzy jej beneficjenci mieszkają w USA i w Izraelu, a tam Waszyngton ma dużo do powiedzenia. Nie chcę insynuować, że ktoś za oceanem może łączyć te dwie sprawy, ale chętnie bym na ten temat przeczytał jakiś przeciek