Piar prezydenta
Zanim jeszcze prezydent RP, profesor kontraktowy Lech Kaczyński wygłosił orędzie z powodu tarczy, zdążył przypiąć łatkę premierowi.
– To wszystko piar, piar, piar – powiedział o sugestiach, jakoby rząd Tuska zdołał wynegocjować z Amerykanami lepsze warunki w sprawie tarczy. Jakie warunki osiągnęli Fotyga i prezydent, a jakie Sikorski i premier – każdy widzi. Jeszcze niedawno ludzie PiS mieli rządowi za złe, że targuje się jak na bazarze. Teraz mają za złe, że niczego więcej niż oni nie utargował. Ale mniejsza o to.
Ja pozwolę sobie najpierw zwrócić uwagę na pewien drobiazg, mianowicie Sikorski wrócił z Brukseli na pokładzie samolotu Air Force Two, zaproszony tam przez samą Condoleezzę Rice. Czy amerykańska Sekretarz Stanu zaprosiłaby do samolotu polityka antyamerykańskiego, jakiego chcieli w Sikorskim widzieć bracia K.? Od czasu, kiedy JP II zaprosił do papamobilu prezydenta Kwaśniewskiego z Jolantą, nie było bardziej znaczącej podwózki. Oby tylko Sikorski nie dostał zawrotu głowy od sukcesów – najpierw w samolocie z prezydentem Kaczyńskim, potem z Condoleezzą. Strach pomyśleć z kim poleci jutro…
A co piaru, to przyganiał kocioł garnkowi. Mówi się, że jedyne, co potrafi Platforma, to piar. Nie uważam, żeby to byli mistrzowie piaru, ale czym innym zajmuje się prezydent? Orędzie wygłoszone w przeddzień podpisania umowy o tarczy to jeden wielki piar. Ja, ja i jeszcze raz ja – oto idea przewodnia orędzia. Poniedziałek – ja. Wtorek – ja. Środa – ja. I dalej, jak u Gombrowicza. „Byłem osobiście zaangażowany” w sprawy tarczy, „podjąłem się nowego zadania”, „mój plan dla Polski”, „pomogli mi”, „odrzuciłem wizje”, „udało mi się podnieść na bardzo wysoki poziom”, umożliwiła mi wynegocjowanie dobrego dla Polski traktatu lizbońskiego, „musiałem podejmować trudne decyzje”, „robiłem, robię i będę robił” itd. itp. Ostatnie dni i tygodnie to festiwal piaru głowy państwa – „Newsweek”, „Rzeczposoplita”, TVP – prezydent dwoi się i troi w zabiegach o publicity.
Trzeba przyznać, że wychodzi mu to lepiej niż niesławny spot telewizyjny w reżyserii Jacka Kurskiego. Choć i tym razem zdarzyła się gafa. Mianowicie zawarliśmy porozumienie z rządem „Stanów Zjednoczonych Ameryki”, a nie „Ameryki Północnej” (jak powiedział L.K.), gdyż takiego kraju nie ma. Warto również popracować nad formą. W czasie orędzia prezydent był spięty, sztywny, jak gdyby się bał. Lepiej przemawiał w Tbilisi, zamiast czytać – improwizował, nie bał się, ale tam ma więcej przyjaciół.
Lech Kaczyński jest już w pełni kampanii wyborczej. Unika kwestii kłopotliwych (dlaczego nie opublikuje aneksu do raportu Macierewicza, skoro autor jest taki znakomity? Komu udaje się zepsuć stosunki z Rosją?), atakuje Sikorskiego (mówiąc, że może się czegoś nauczył obserwując z bliska eskapadę do Tbilisi), słowem – przestał grać role prezydenta, zdjął rękawiczki i boksuje. Ostatnio „Rzeczpospolita” ogłosiła badania opinii, w których padło pytanie, czy Donald Tusk powinien zrezygnować z ubiegania się o prezydenturę i skupić się na obowiązkach premiera. Na tak sformułowane pytanie większość odpowiedziała twierdząco. Czekam na podobne badanie dotyczące prezydenta. Może przynajmniej wyniki tych badań zostaną opublikowane.