Wbrew szantażowi
W mediach trwa sezon polowań. Najpierw nagonka na ministra Drzewieckiego (szarpał się z żoną na Florydzie i naraził tamtejszej policji), chociaż prędzej powinien odpowiadać za fatalne rozegranie meczu z PZPN. Kłamie! Krzywoprzysięzca! – emocjonował się dziennikarz TVN. Potem oblężenie Elżbiety Kruk w restauracji Hawełka (zachowywała się w Sejmie jak gdyby była w stanie wskazującym), chociaż powinna być chłostana za udział w skoku PiS na media. Wreszcie strzelanie do szefa ABW Bondaryka (brał odprawę z firmy prywatnej, pracując na stanowisku państwowym, co np. w USA jest częste, ale u nas – nie). Trwa także nagonka na zmarłych i tych nad grobem. Bronisław Wildstein, w kilka godzin po śmierci MFR, powiedział w TVN 24, że Rakowski był takim samy liberałem jak Speer u Hitlera (czy Himmlera – nie dosłyszałem). A kilka dni przedtem Robert Krasowski (naczelny redaktor „Dziennika”) napisał, że Wojciech Jaruzelski jest postacią „tandetną”, „formatu kieszonkowego” etc.
Nie chcę się wdawać w te połajanki, aczkolwiek ręka swędzi, żeby zmierzyć format red. Krasowskiego. Ciekawe, czy ktoś zaprotestuje przeciwko tego rodzaju epitetom, bo lewica jest dzisiaj w defensywie, skłócona, i boi się własnego cienia. Za to prawica potrafi bronić swoich. Czy pamiętacie jak broniła red. Wildsteina, kiedy red. Gauden zwolnił go z „Rzeczpospolitej”, albo kiedy prezes Kaczyński odwoływał go ze stanowiska prezesa TVP, na które sam go mianował? Nagle redaktor wyrósł na gwaranta niezawisłości telewizji publicznej!
Teraz, kiedy niezawisły sąd skazał Andrzeja Zybertowicza – jednego z orędowników IV RP – za to, że napisał, iż „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”, prawica znów się zorganizowała i na łamach swojego organu – „Rzeczpospolitej” – zamieściła protest przeciwko decyzji sądu, która jest jakoby „aktem cenzury i łamaniem wolności słowa”. Pod „listem otwartym w obronie wolności słowa” podpisała się czołówka prawicy, m.in. panowie i panie: Burek, Dudek, Anita Gargas (!), Janecki („Wprost”), Lisicki, Lichocka, Semka i Ziemkiewicz (wszyscy z „Rz.”), Krasnodębski, Michalski, Pospieszalski, Rybiński, Skwieciński (PAP) i garść innych. Czego jak czego, ale solidarności i gotowości do obrony swoich (poglądów, rzecz jasna…) prawicy odmówić nie sposób. Lewico – ucz się!
Obok połajanek, toczą się w mediach dyskusje poważne. Chciałbym zwrócić uwagę na kilka głosów, które popieram. Trwa dyskusja o książce Jarosława Marka Rymkiewicza „Kinderszenen”, mówiąc ogólnie – na temat polskiego patriotyzmu. Podoba mi się, co napisał Krzysztof Varga (w „Gazecie”):
Pisze Rymkiewicz, że jego pokoleniu wpojono, iż Powstanie było wielką klęską, lecz była to interpretacja komunistów zgodna z ich planami duchowej eksterminacji polskości. Tak więc każdy, kto podważa sens Powstania, kto interpretuje je jako taktyczny błąd oraz klęskę, stawia siebie po stronie bolszewickiej wizji historii. Więcej: staje się sprzymierzeńcem komunistycznej propagandy.
Jednocześnie – czytamy dalej – przywołuje tu autor rzeczywiste , przepisane z relacji powstańczych obrazy masakry: dobijanie rannych powstańców, zabijanie sanitariuszek, mordowanie cywili, eksterminacja pacjentów domu starców.
Wniosek jest więc taki – jeśli komuniści chcieli ‘reklamując’ Powstanie jako klęskę eksterminować duchowość polską, to jedynym sposobem ocalenia tej duchowości i uwznioślenia polskości, jest uznanie Powstania za zwycięstwo.” Kapitulacja, zagłada miasta, 200 tys. zabitych cywili „nie są żadną miarą faktami przemawiającymi za klęską. Wręcz przeciwnie.
Pisząc te słowa, Varga naraża się na zarzut przynależności do ‘partii rosyjskiej’, „rosyjskiego stronnictwa’ i miano ‘komunistycznego propagandysty’. Słusznie zwraca on uwagę, na ten szantaż, na jaki narażony jest każdy, kto nie akceptuje obowiązującej polityki historycznej narzuconej przez IV RP.
Nie boi się również Agnieszka Holland, która mówi (w „Dzienniku”)
o prezydencie Kaczyńskim, który lekką ręką w swoim koszmarnym przemówieniu rocznicowym poświęca życie 200 tysięcy ludzi bez żadnej refleksji. Jak to w ogóle jest możliwe? Jaka jest alternatywa dla Polski? (…) To przecież Rosjanie w najgorszych momentach traktowali swoich ludzi jak mięso armatnie i uważali, że tożsamość rosyjska jest zbudowana właśnie na fundamencie tych trupów. Że milion ludzi w tę albo w tę nie ma znaczenia…
W innej dyskusji, tej o Jaruzelskim, nie łamie się także Stefan Chwin. Nie bacząc na to, że może zostać uznany za „piewcę stanu wojennego”, pisze (w „GW”): „Dlaczego właściwie ci mężczyźni, którzy weszli do mieszkania Liliany Sonik (działaczka opozycji, mąż internowany w stanie wojennym – Pass) i wymachiwali rewolwerami, nie zrobili czegoś dużo gorszego z jej mężem na jej oczach i na oczach jej synka? Jako dziecko Epoki Rewolucji, Gułagu i Holocaustu, ja po prostu nie mogę do dzisiaj wyjść ze zdumienia, że oni tego nie zrobili. (…) Bo tak właśnie w XX wieku z przeciwnikami politycznymi załatwiano podobne sprawy w Rosji, w Niemczech, w Hiszpanii, w Rumunii, na Węgrzech i gdzie indziej. Taka była w XX wieku norma…” To, że internowani wracali cali zdrowi, Chwin „uważa za cud”, podobnie jak i to, że kilka lat później komuniści rozmawiali ze zbuntowanymi robotnikami przy jednym stole, a Mieczysław Jagielski ryzykował nie mniej niż Lech Wałęsa. Gdyby Sowieci wkroczyli – los ich obu mógł być podobny.
Na tym kończę ten przegląd opinii, których lekturę polecam. Podoba mi się, kiedy ludzie nie ulegają szantażowi, nie boją się zostać oskarżeni o brak patriotyzmu i sprzyjanie oprawcom. Myślę podobnie jak Varga, Holland i Chwin, a lepiej bym tego nie napisał.