Kłopoty Pana Boga
Święta Bożego Narodzenia nie były beztroskie dla Pana Boga. Z najbardziej kiedyś katolickich państw Europy – z Polski i z Hiszpanii – płyną do nieba niepokojące sygnały. W ankiecie „Europy” (dodatek do „Dziennika”) prof. Marcin Król, historyk idei, żaden ateista ani komunista – wręcz przeciwnie – pisze o „niesłychanym upadku cnót opartych na religii czy wierze w życiu publicznym”, „tę podłość widać także w episkopacie (…) wiem, jak biskupi zachowują się na co dzień. Niskość tych zachowań jest zdumiewająca. Dokonało się coś fundamentalnego – Kościół w Polsce stracił cnotę. (…) Nie ma żadnych racjonalnych powodów, by szanować episkopat”. Król pisze o „degeneracji Kościoła”, „dramatycznym” spadku frekwencji podczas nabożeństw. Kościół zajmuje się ciągle „walką z permisywizmem seksualnym we wszystkich możliwych postaciach i walką z alkoholem, co zresztą jest nieszczera, bo znaczna część księży często po niego sięga”. W ostatnim zdaniu Król pisze, że „sekularyzację Kościół zafundował sobie sam”.
W tejże ankiecie prof. Bronisław Łagowski, „lewicowy konserwatysta”(jeśli tak można napisać), często i z aprobatą na tym blogu cytowany, stwierdza, że polityczny katolicyzm, który funkcjonuje obecnie w Polsce, wydaje mu się „głupi i szkodliwy”. Kościół jest zachłanny, „Stał się potęgą, która nie zadowala się niczym i korzysta z koniunktury politycznej, aby odzyskiwać dobra materialne. Czyni to bez żadnych hamulców, dokonując rażących nadużyć”. Moralność od religii została w Polsce rozdzielona. „Hierarchowie oraz politycy i dziennikarze, demonstrując religijność i zaangażowanie w sprawy Kościoła, pozwalają sobie na niebywały cynizm (…) Wszystkie telewizje, zarówno prywatne jak i państwowe, są tubami propagandowymi Kościoła (…) organizuje się coś w rodzaju zbiorowego obłędu moralno – religijnego. Z Kościołem liczy się Sejm, władza wojewódzka i – co zdumiewające – także uniwersytet: nie ma już uroczystości akademickich, które nie zaczynałyby się od mszy.”
Takim językiem o Kościele nie mówiło się już od dawna. Kryzys tej instytucji, a także i wiary, jest znacznie bardziej rozległy niż to się wydaje. Na drugim końcu Europy, w Hiszpanii, dzieje się to samo. Wybitny socjolog i politolog Victor Perez-Diaz (kilka jego książek ukazało się w Polsce), odległy od lewicy, skądinąd krytyk obecnego rządu Zapatero, w eseju „Religijność hiszpańska na rozstajach” pisze, że od kiedy w latach 70. rozpoczęła się transformacja demokratyczna, „tysiące księży i zakonników zerwało śluby”, liczba zakonników spadła do poziomu lat 1930., a liczba księży pozostaje bez zmian, chociaż ludność Hiszpanii prawie się podwoiła. Kościół nie umie odnaleźć się w nowych warunkach. Był przyzwyczajony do układania się z władzą – dyktatorską, a potem liberalną – tymczasem teraz trzeba układać się ze społeczeństwem obywatelskim, a tu brak wspólnego języka. Skutek: wzrost liczby rozwodów ( w ub. roku 200 tys. zawartych małżeństw i 125 tys. rozwodów), 28 proc. dzieci urodziło się poza małżeństwem, spada zainteresowanie lekcjami religioznawstwa (wybiera je połowa uczniów szkół średnich), tylko 1/3 podatników godzi się przeznaczać odsetek podatku na Kościół. Spadek liczby zawieranych małżeństw prowadzi do spadku odsetka dzieci chrzczonych.
A jakie są w tej sytuacji priorytety Kościoła? Według Pereza-Diaza są trzy: Pieniądze, edukacja i kontrola moralności publicznej. Podobnie jak w Polsce, rośnie przepaść pomiędzy deklarowaną wiarą, a uprawiana moralnością. Podczas kiedy (socjalistyczny) rząd i Kościół wojują, „społeczeństwo odpływa”. (Cały esej Perez-Diaza ukazał się nakładem Fundacji Bertelsmanna.)
Co na to Watykan? Przed świętami „Watykan ostro upomniał Madryt” – czytamy w „Rz.” Abp Angelo Amato, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych i bliski współpracownik Benedykta XVI, w ostrych słowach skrytykował Hiszpanię za kult państwa, jego wynoszenie ponad Kościół, mówił o „pogańskim kulcie państwa, które indoktrynuje młodzież” a w szkołach, na lekcjach wychowania obywatelskiego dochodzi do „antychrześcijańskich prześladowań.” A sławny watykanolog włoski, Marco Politi, podsumowuje dotychczasowy pontyfikat B. XVI jako zastój i „nie, nie, nie”.
Wyszło na to, że najbardziej zgubny dla Kościoła okazał się sukces w walce z bezbożnym komunizmem. Od kiedy zabrakło diabła, Pan Bóg nie może się odnaleźć.
***
Radosnych, beztroskich świąt życzy gospodarz bloga.