Wojna Iwana, wojna Michaela
Politycy i piłkarze strzelają sobie bramki samobójcze i tak knocą, że proponuję ucieczkę w świat kultury.
„LEKTOR”. Przyznaję bez bicia: film „Lektor” oparty na książce Bernarda Schlinka pod tym samym tytułem, mnie poruszył. Pomysł jest prosty: Lata 50. w Niemczech. Młody (16 l.) chłopak zakochuje się w dwa razy starszej, ale bardzo atrakcyjnej kobiecie, z którą przeżywa gorący romans, a ona ukrywa przed nim, że była strażniczką w Auschwitz, aż wszystko przypadkowo się wydaje i wtedy dopiero się zaczyna… Jest w tym filmie wszystko, co potrzeba – problem winy i kary, odpowiedzialność człowieka za swoje czyny i jej granice, prawo i moralność, namiętność, miłość, literatura i tragedia.
Piszę o tym ze strachem, iż wyjdę na profana i tandeciarza, ponieważ w „Europie”, przeczytałem rozmowę Magdaleny Miecznickiej z germanistą, Andrzejem Kopackim, z której wynika, że „Lektor” to dno. Padają bardzo mocne słowa, zwłaszcza w pytaniach wymagającej dziennikarki: „Namolne wyjaśnianie” faktów i symboli, „rzecz zwyczajnie się nie klei”, „skandal”, „idiotyczne pomysły”, „skandaliczna paralela”, „relatywizacja zbrodni”, „głupota” „bez duszy i talentu”.
Gdy przeczytałem te oceny, zapadłem w przygnębienie, że jestem prostakiem, niedojrzałym do odbioru dzieła sztuki, a na pewno nie jestem „Europejczykiem”. Ja się z ocenami „Europy” nie zgadzam, uważam film za udany, poruszający fragment rozliczania się Niemców z historią. Podam jeden przykład mojej z „Europą” różnicy zdań. W filmie jest taka scena: Wiele lat po sprawie, Żydówka, która przeżyła Auschwitz, mówi do dorosłego już Michaela: Hanna cię skrzywdziła tak, jak skrzywdziła nas. „To jednak dość kompromitujące – porównać romans z 16-latkiem z mordowaniem ludzi w komorach gazowych” – oburza się dziennikarka. A mnie się wydaje, że pani Miecznicka bierze film zbyt dosłownie. Przecież Hanna (była strażniczka) złamała Michaelowi życie, ukryła przed nim swoją największą tajemnicę, rozkochała go w zbrodniarce, czyli w sobie, sama była narzędziem, ale i ofiarą systemu, w końcu odebrała sobie życie i pozostawiła kochanka sam na sam z tragedią osobistą i z tragedią Holocaustu. Jeżeli to nie jest krzywdą, to nie wiem, co nią jest. Bardzo dobry film. Zapraszam do dyskusji i gorąco polecam
„GRAN TORINO”. Dałem się zaprowadzić na film Clinta Eastwooda bez entuzjazmu, ponieważ nie jestem zwolennikiem „męskiego kina” i „mocnych ludzi” w stylu Schwarzeneggera, ale przeżyłem miłe rozczarowanie. Rzecz dzieje się w USA. Walt Kowalski, weteran wojny koreańskiej, a więc człowiek już mocno wiekowy (sam Eastwood ma już 80-tkę na karku i jest w świetnej formie), mieszka w małym białym domku na typowym przedmieściu (lower-middle class), na poczesnym miejscu ma flagę amerykańską i pamiątki wojenne, gardzi Azjatami, jest ksenofobem, pieści tylko swój antyczny samochód, Forda ‘Gran Torino’. W życie Kowalskiego wkracza rodzina chińskich imigrantów, którzy mieszkają w sąsiednim domku i popadają w krwawy konflikt z młodocianym gangiem, terroryzującym okolicę. W starym weteranie budzi się lew. Film pełen napięcia, starannie zrobiony, a przy tym ciekawy wycinek Ameryki. Polecam.
„WOJNA IWANA”. To cięższy kaliber. Znakomita książka brytyjskiej historyk, Catherine Merridale, o Armii Czerwonej podczas II Wojny Światowej. (Przekład K. i P. Chojnaccy). Brytyjscy historycy Rosji mają jakaś świetną passę, z otwartych już archiwów postradzieckich czerpią pełnymi garściami, podczas kiedy nasi duszą się w polskim sosie. Figes, Montefiore, teraz Merridale – rewelacja. W odróżnieniu od historyków polskich – piszą o Rosji z dystansem.
A propos naszych dyskusji o polityce historycznej, np. w wersji Muzeum Powstania Warszawskiego i PiS, warto przeczytać, co pisze autorka o sowieckiej polityce historycznej.
Pierwsze muzeum wielkiej wojny ojczyźnianej powstało w marcu 1943 roku. Wersja wojny, jaką zaczęto prezentować, wkrótce stanie się modelem dla oficjalnej prawdy. Narodziny słynnego mitu wojennego starannie wyreżyserowano. Cenzorzy dopilnowali, żeby słowa typu ‚odwrót’ i ‚kapitulacja’ zniknęły z kronik operacji Armii Czerwonej, jednak, co bardziej okrutne, zatajali tez prawdziwą wielkość strat w ludziach. (…) Cenzurowano również uczucia. Dopuszczony był smutek – dopóki wywoływał w żołnierzach chęć zemsty – ale o innych reakcjach na niebezpieczeństwo i cierpienie nie mówiło się głośno.
Poetka Olga Bergholc, która uczestniczyła w blokadzie Leningradu, gdy pod koniec 1942 r. trafiła do radia, usłyszała:
Możecie mówić o wszystkim, ale żadnych wzmianek o głodzie. Żadnych.
Kulturę szeregowców, mroczny świat prawdziwych żołnierzy, spychano na margines. Starannie niszczono wszystkie zapiski. Oficerowie NKWD przeszukiwali kieszenie żołnierzy przed każdą operacją. Kultura żołnierzy została wymazana, zniknęła. Poruszający jest opis życia na tyłach, wpływ rozłąki na losy rodzin wojskowych. Potworne opisy strat, męstwa, bohaterstwa, a następnie zemsty sołdatów na terenach Prus Wschodnich i Niemiec, nie uproszczone, w stylu „sowieckie hordy gwałcą niewinne Niemki”, ale z analizą historyczna, psychologiczną, polityczną. „Kiedy berlińska gazeta napisała, że siedemdziesięciodwuletnia kobieta została zgwałcona 24 razy, anonimowa autorka dziennika zapytała: ‘Kto to liczył?’ Kiedy czterdziestu dwóch żołnierzy i oficerów zostało rozstrzelanych przed frontem oddziałów, by zniechęcić czerwonoarmistów do dalszych okrucieństw, żołnierze się burzyli: ‘Ci dowódcy! Zastrzelą własnych ludzi za jakąś niemiecką dziwkę’.”
Znakomita książka, gorąco polecam.