Ciszej nad tą trumną
– Panie Passent, co pan sądzi o trzydniowej żałobie narodowej ogłoszonej przez prezydenta po tragedii w Kamieniu Pomorskim?
– Nie wydaje mi się to właściwe, ponieważ trzydniowa żałoba rozmija się z odczuciem społeczeństwa i przez to staje się fikcją. Można to było rozwiązać inaczej, np. ogłosić żałobę jednodniową lub zwrócić z apelem do stacji radiowych i telewizyjnych, by dostosowały program do smutnych okoliczności. Pan prezydent pospiesznie ogłasza żałobę i sądzi, że nastrojami można kierować z najwyższego szczebla, że można w ten sposób naród połączyć w smutku wokół najwyższego urzędu.
– A co pan sądzi o tym, że premier nie zawiadomił natychmiast prezydenta o tragedii?
– Źle sądzę, ale prezydent nie powinien robić z tego sprawy. Kancelaria prezydenta zatrudnia setki osób i nie mogę sobie wyobrazić, żeby nikt nie dowiedział się mediów o takim pożarze. Także kancelaria premiera lub inna instytucja administracji państwowej mogła zawiadomić kancelarię prezydenta. Jednak robienie z tego sprawy uważam za niestosowne. Wypowiedź min. Grasia, że prezydent mógł dowiedzieć się z telewizji, była arogancka i niestosowna. Dobrze, że za nią przeprosił. Mam nadzieję, że sprawa jest zamknięta. Ciszej nad trumną.
– Ciszej? A co pan sądzi o samym pożarze?
– Chciałbym podkreślić kontekst cywilizacyjny. Tragedie zdarzają się wszędzie, ale w Polsce zbyt często, z powodu niskiego poziomu cywilizacyjnego. Nowy i sprawny samolot Casa, na pokładzie którego było dowództwo sił powietrznych, runął z powodu, ogólnie mówiąc, „polskich porządków”. Niedawno, prawdopodobnie z podobnych przyczyn spadł helikopter. Polski autokar z pielgrzymami runął w przepaść w pobliżu Grenoble. Zabezpieczenie przeciwpożarowe jest często fikcją. Przejazdy kolejowe z braku szlabanów stanowią zagrożenie, podobnie jak pijani dróżnicy i kierowcy. Na drogach szaleje dzicz – policja nie jest w stanie zmusić kierowców do przestrzegania przepisów. Czasami sytuacja na drogach przypomina tę w Trzecim Świecie. Żadna żałoba tego nie zmieni, potrzebna jest praca od postaw.
– A co pan sadzi o kolejnej wojence na szczycie? Prezydent nie podpisuje listów uwierzytelniających ambasadorom, ponieważ obawia się, że min. Sikorski sabotuje kandydaturę Anny Fotygi na stałego przedstawiciela Polski w ONZ.
– Żenada, skutek żałosnej kohabitacji. Każdy ambasador, który jedzie objąć placówkę, powinien mieć ze sobą listy uwierzytelniające od naszego prezydenta, które wręczy głowie państwa. Dopiero wtedy może być ambasadorem pełna gębą. Bez złożenia listów może działać tylko na pół gazu, nie będzie zapraszany na ważne spotkania. Pozbawianie listów uwierzytelniających jest działaniem szkodliwym. Ponieważ prezydent nie darzy zaufaniem ministra Sikorskiego, ani premiera Tuska, powstała jakaś polityka „transakcyjna” – Iksiński do Tunezji w zamian za Igrekowskiego do Maroka. To małe interesy. Jeżeli jest prawdą, że prezydent celowo nie podpisuje listów uwierzytelniających, to jest to forma nacisku, szantażu, który godzi w działanie naszej dyplomacji. Lepiej, żeby minister Kownacki czy Kamiński powiedzieli jasno: Pan prezydent oczekuje jasnej deklaracji min. Sikorskiego w sprawie p. Fotygi. Nie chcę się dalej rozwodzić nad wojenką pałaców, sądzę, że prezydent na wszelkie sposoby usiłuje ratować spadające notowania PIS.
– A co pan sądzi o sensacjach na temat współpracy wywiadów Polski i USA, tajnego lotniska w Szymanach, pobytu na polskim terytorium rzekomych terrorystów?
– Od czasu pojawienia się oskarżeń pod adresem Polski było jasne, że coś jest na rzeczy. Ekipa Kwaśniewskiego i Millera nie bardzo mogła odmówić współpracy Amerykanom. Terroryzm to nasz wspólny wróg, a Stany Zjednoczone – najważniejszy sojusznik. Pamiętajmy, że było to wkrótce po 11. września, a lewicowy rząd nie bardzo mógł powiedzieć „nie”. Zaprzeczenia ze strony władz polskich były zresztą enigmatyczne, bez przekonania, między wierszami można było wyczytać, że coś było na rzeczy. Żaden rząd polski nie odmówiłby wówczas Amerykanom.
– Dziękuje panu za rozmowę.
– Zawsze do usług bloga „en passant”.