Westerplatte – prezent Obamy dla Putina
Nie mogę uwierzyć, że na obchodach z okazji 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej, jakie odbędą się na Westerplatte, Stany Zjednoczone będzie reprezentował były minister obrony, William J. Perry. Początkowo sądziłem, że moje zdumienie bierze się z wygórowanych ambicji i oczekiwań, jakie w Polsce wiąże się z USA (podobno stanowimy najbardziej proamerykańskie społeczeństwo w Europie), oraz z megalomanią narodową, czyli polonocentryzm. Ale przecież Obama i (H.) Clinton wiedzieli, że Rosję będzie reprezentował Putin, Niemcy – Merkel, że spotka się 20 premierów, czyli decyzja USA była jak najbardziej świadoma, w żadnych razie pochopna.
Oceniam tę decyzję źle. Nie mam nic przeciwko panu Perry’emu, ale jego wybór to afront wobec gospodarzy i gości – Berlusconiego, Putina, Merkel, premierów Francji, Szwecji (przewodnictwo w Unii) i innych krajów, a przede wszystkim wobec Polski, Kaczyńskiego i Tuska. Pierwsza myśl, jaka się nasuwa: Kiedy trzeba było rozsadzać imperium sowieckie – Polska była potrzebna, przyjechał do nas nawet prezydent George Bush i namawiał gen. Jaruzelskiego, żeby zgodził się zostać prezydentem (a ja miałem zaszczyt być jednym z trzech dziennikarzy polskich, których prezydent USA przyjął w owalnym gabinecie i udzielił nam wywiadu). Natomiast dzisiaj, kiedy Rosja została w poważnym stopniu unieszkodliwiona, i jest Ameryce potrzebna (Afganistan, Iran, ograniczenie broni strategicznych etc.) – Polska nie jest taka ważna i można do niej wysłać emerytowanego generała i ministra.
Oczywiście, nie ma co rwać włosów z głowy, ani ulegać histerii, żadnych urażonych ambicji, ale Biały Dom nie dość, że nie pomógł, to jeszcze zaszkodził, obniżając rangę obchodów oraz gospodarzy. Obama zrobił prezent Putinowi, który będzie miał satysfakcję, że Polacy dostali lekcję. Putin, a nie wysoka osobistość amerykańska, będzie brylował na polskich obchodach. Rzecznik polskiego MSZ robił dobra minę do złej gry („nie ulegać nadinterpretacji”), podobnie jak Sławomir Nowak – prawa ręka Tuska, ale trudno afrontu nie zauważyć.
Gdy do tego dołoży się pogłoski o fiasku projektu tarczy antyrakietowej, negatywne doświadczenia z offsetem po pospiesznym i nadgorliwym zakupie samolotów F-16, lojalność Polski w Iraku i w Afganistanie, tajne lądowisko dla amerykańskich samolotów w Szymanach – musimy zastanowić się nad (1) stanem stosunków z USA, (2) stosunkami z Europą, (3) stosunkami z Rosją.
Pierwszy wniosek, jaki się narzuca, to zachowanie sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi i umacnianie naszej obecności w NATO, jako kamieni węgielnych naszego bezpieczeństwa. Drugi – konieczne jest wzmocnienie naszej afiliacji europejskiej, gorliwość w akceptacji tarczy, wbrew Europie, i to z rządem republikańskim, gdy Obama stukał już do drzwi – teraz się mści. I wreszcie (3) dla stosunków z USA ważne są nasze stosunki z Rosją. Nie jest już tak, że im gorzej z Rosją, tym lepiej z Ameryką. Świat się zmienił i pewne zmiany są potrzebne w naszej polityce zagranicznej. Na razie centralną osobistością obchodów pod Westerplatte staje się Putin, a nie o to chyba chodziło.