Pogrzeb Marka Edelmana
Po raz drugi w życiu byłem na pogrzebie człowieka, którego nigdy nie poznałem osobiście, ba, nawet nie widziałem na oczy. Za pierwszym razem był to pogrzeb Henryka Hollanda, w 1961 r. Udział w tamtym pogrzebie był formą protestu przeciwko „dokręcaniu śruby” przez Władysława Gomułkę kilka lat po Październiku. Byłem wtedy człowiekiem młodym, poszedłem trochę za starszymi kolegami.
Drugi raz był dzisiaj, kiedy jestem już człowiekiem starym i więcej z życia rozumiem – poszedłem na pogrzeb Marka Edelmana (1919-2009). Dziwnym trafem, uroczystości na placu przed pomnikiem Bohaterów Getta prowadziła Agnieszka Holland, córka Henryka Hollanda. To dla mnie pierwszy zbieg okoliczności tego dnia. Nie miałem szczęścia znać Marka Edelmana, aczkolwiek postać Jego bardzo mi przybliżyła Hanna Krall i jej książka „Zdążyć przez Panem Bogiem”. Czułem, że muszę iść na ten pogrzeb, bo umarł jeden z nas, ba, nie tylko jeden z nas, ale może najwybitniejszy Polak i żyd, który przeżył Holocaust – i to jak przeżył: z bronią w ręku, walcząc w Powstaniu w Getcie i w Powstaniu Warszawskim, walcząc – jak chyba powiedział Tadeusz Mazowiecki – nie o życie, a o godność, zaś po wojnie, w Polsce Ludowej, pracując jako kardiolog, działając w opozycji antykomunistycznej, w tym w KOR, w „Solidarności”, będąc internowany, szykanowany i represjonowany.
Pogrzeb Marka Edelmana zgromadził wiele osobistości, były osoby bliskie Zmarłemu, a także był prezydent Lech Kaczyński, i były prezydent Lech Wałęsa, byli marszałkowie Borusewicz i Niesiołowski, byli ministrowie, goście z Izraela, kompania honorowa, ale przede wszystkim byli mieszkańcy Warszawy – tysiące ludzi, które przyszły pożegnać tego niezwykłego człowieka, uosabiającego to, co może być w nas najlepsze – prostotę, skromność, honor, odwagę, godność.
Kolejni mówcy nie omijali spraw trudnych, różnic pomiędzy syjonistami a socjalistami z Bundu w społeczności żydowskiej, pasywności żydów w czasie Zagłady, rozwiązania Bundu, żeby nie został wchłonięty przez PZPR, stosunku Marka Edelmana do emigracji i do państwa Izrael (które po raz pierwszy odwiedził nielegalnie, kiedy to jeszcze było zabronione), decyzji, żeby pozostać w Polsce, być strażnikiem grobów i pamięci, nie omijano trudnych stosunków polsko – żydowskich, powojennych pogromów i Marca ’68, wykorzystywania historii do celów politycznych, a nawet polityki historycznej i IV RP.
Ale przede wszystkim – był to hołd złożony wielkiemu człowiekowi, ostatniemu niekwestionowanemu autorytetowi i bohaterowi polsko – żydowskiemu. Po uroczystości pod pomnikiem, za trumną uformował się kondukt, który odprowadził Marka Edelmana na Cmentarz Żydowski, gdzie został pochowany obok bojowników Żydowskiej Organizacji Bojowej. Wracając do domu myślałem o najnowszej książce Marii Janion „Bohater, spisek i śmierć” o Polakach i żydach. Z zadumy wyrwał mnie telefon. Po kilku latach milczenia odezwała się znajoma młoda osoba – wnuczka nieżyjącego już mecenasa Tadeusza Płońskiego, jednego z tych, którzy ocalili mnie w czasie Holokaustu. To był drugi zbieg okoliczności tego dnia.