Nie wylewać Tuska z kąpielą
Nie wylewałbym Tuska z kąpielą. To, co dla jednej osoby jest wadą, dla drugiej jest zaletą.
Mam na myśli wypowiedź prof. Jadwigi Staniszkis, że Tusk jest człowiekiem bez kantów, podobnie jak Kwaśniewski. W opinii pani profesor to jest wada, w mojej – zaleta. Na tle kanciastego Wałęsy, okrągławy, i może nawet nieco obły Kwaśniewski, był rozsądny, obliczalny, budził spokój i zaufanie, które naruszył dopiero własnymi wpadkami.
Podobnie z Tuskiem. Na tle Jarosława Kaczyńskiego, który składa się wyłącznie z kantów, stale kogoś trącał i dawał upust swoim fobiom, kompleksom (wobec układu, mediów etc.) i wyimaginowanym zagrożeniom ze strony innych państw, służb czy postkomunistów, Donald Tusk jawi się jako siła spokoju, polityk rozsądny, umiarkowany, elastyczny aż do przesady, ale po Kaczyńskim takiego premiera Polacy potrzebowali i potrzebują. Nie jest nam potrzebny premier, który Polskę znów podzieli. Potrzebny nam jest spokój i zaufanie, że ktoś pilnuje naszych interesów.
Z okazji drugiej rocznicy powołania rządu (który ogólnie oceniam na 3+, 4-), padło wiele ocen krytycznych pod adresem premiera. Część z nich słusznych. Na pewno nie jest to typ przywódcy, który porywa za sobą masy. Na pewno jest politykiem wyrachowanym, dla którego cel („dobre rządzenie”) uświęca środki (pozbywanie się współpracowników i przyjaciół politycznych.). Razi mnie także zwalanie na innych, np. gdy w wywiadzie dla „Polityki” Tusk mówi o porażce w sprawie emerytur mundurowych: „Zabrakło determinacji ministrowi Klichowi oraz wicepremierowi Schetynie”. Jak tak można zwalać na swoich najbliższych współpracowników i podwładnych, którzy nawet nie mogą się odszczeknąć, żeby nie popaść w niełaskę?! Podobnie postąpił Tusk w sprawie OFE/ZUS, kiedy dopuścił do głosu na konferencji prasowej (!) min. min. Fedak i Rostowskiego, żeby potem – gdy rozległy się protesty – zdystansować się od ich propozycji. To mi się nie podoba.
Słusznie ktoś zauważył, że gdy chodzi o pochwały – Tusk się nie chowa, gdy trzeba wziąć odpowiedzialność za porażki czy niedoróbki własnego gabinetu – nie występuje przed szereg. Nie podoba mi się, jak traktował min. Grada, kiedy ten był w opałach. Premier często używa zwrotu „mój rząd”, ale nie wtedy, gdy „mój rząd” się potyka. Widzę w tym, oraz w drastycznych, pośpiesznych decyzjach personalnych (usunięcie ministra Ćwiąkalskiego), pewien deficyt lojalności i brak sentymentów. Niektóre posunięcia Tuska (jak demonstracyjny pośpiech z ustawą „hazardową”) są ewidentnie obliczone na efekt, żeby uchodzić za pogromcę hazardu, podobnie jak był już Tusk pogromcą pedofilów. Wizerunek pogromcy do niego nie pasuje. Nie angażuje się w obronę swoich przekonań, które starannie ukrywa.
Tusk jest politykiem ostrożnym, nie wdaje się w sprawę krzyży w miejscach publicznych, w spór o in vitro, powoli i ociężale angażuje się w IPN, szerokim łukiem omija lustrację, ale nie będzie też pouczał Niemców ani Rosjan, nie będzie – jak prezydent – walczył z Rosją „do ostatniego Gruzina”, nie będzie obrażał Trybunału Konstytucyjnego, sędziów, profesury, „pracowników mediów”. Polsce jest potrzebny premier obliczalny, choć lepiej by było, gdyby był również wizjonerem i przywódcą większego formatu. Ale wolę realistę bez wizji, niż wizjonera bez poczucia rzeczywistości. Takiego już mieliśmy. W niedzielę, w Śniadaniu w Radiu Zet, czołowi politycy PIS – Brudziński i Szczygło – zapytani przez Monikę Olejnik, nie potrafili wymienić ani jednego osiągnięcia rządu Tuska. To są dopiero wizjonerzy bez poczucia rzeczywistości. A przecież rząd ma na koncie wiele zaniechań i kilka ważnych osiągnięć, których nie będę wyliczał, gdyż od tej buchalterii media pękają.
Mimo wszystko zalety obecnego premiera większe są niż jego wady. Nie wylewałbym Tuska z kąpielą. Tusk bez kantów jest lepszy niż premier kanciasty, który co chwilę angażuje się w kłótnie i awantury. Na pewno są w Polsce politycy o wysokich kwalifikacjach, jak choćby „trzej panowie B” – Balcerowicz, Belka, Bielecki. Ale żaden z nich nie potrafił być przywódcą dużej partii zarówno w opozycji, jak i u władzy. Dlatego byłbym skłonny przedłużyć Tuskowi kredyt zaufania. Ma z kogo wybierać swojego następcę. Ale używanego samochodu bym od niego nie kupił.