Zima Tuska
Przed wyjazdem na ferie – krótkie podsumowanie.
Donald Tusk bardzo dobrze poradził sobie z komisją hazardową. Jarosław Kaczyński też dobrze wypadł, ale on miał łatwiejsza rolę, wystarczyło, że przybrał „new look”, łagodny, ciepły dla wszystkich (z wyjątkiem Tuska).
Liderzy obu partii wyraźnie górują nad swoim otoczeniem. Tzw. afera hazardowa pokazała, że zarówno oskarżeni (Chlebowski, Drzewiecki), jak i ich pogromcy (arogancka Kempa!) to jednak niższa klasa niż Tusk. Zeznając przez 13 godzin premier pokazał, że „żongluje materiałem” („na czwórkę to trzeba żonglować materiałem”, jak mówiła pewna nauczycielka). Jest opanowany, ma mocne nerwy, nawet niepytany – potrafi przekazać własne stanowisko (np. w sprawie roli CBA i Mariusza Kamińskiego), nie daje się zbić z tropu, mówi co prawda rozwlekle, z użyciem wielu zdań złożonych, ale pod względem kultury ogólnej ma przewagę nad większością polityków, także z Platformy. Obywatele, którzy choć przez chwilę oglądali (słuchali) obrady komisji, mogli się nie zgadzać, ale nie musieli wstydzić się za premiera. Tusk właściwie przyznał, że coś takiego, jak afera hazardowa (choć to termin przesadny) istniało, a nawet, że w stosownym momencie za nią przeprosi. Kilkakrotnie dystansował się od postępowania bliskich współpracowników, starał się być obiektywny i sprawiedliwy, choć na pewno nie wszystkich przekonał. Sam nie jest bez winy, gdyż nie tylko pozostawił Kamińskiego na czele CBA, ale liczył, że polityk PiS będzie lojalny i pozwolił mu zbudować państwo w państwie. Teraz wychodzą w CBA jakieś nieprawidłowości, w tym nawet podobno podsłuchiwanie rozmów (ówczesnego) ministra Drzewieckiego, które wskazują na to, że Kamiński nie próżnował.
Przesłuchania Tuska i Kaczyńskiego właściwie nie wniosły niczego nowego. Tusk mówił, że Kamiński wykorzystał naganne kontakty Chlebowskiego i Drzewieckiego, żeby zastawić na niego pułapkę, a Kaczyński, że to jest afera rządu i Tusk jest w kręgu podejrzeń. Czyli – nic nowego. Komisja prochu już nie wymyśli, dymiącego pistoletu nie znajdzie. Oczekiwane z nadzieją przez opozycję przesłuchanie Tuska wcale go nie pogrążyło – wręcz przeciwnie. Pozostaje słowo przeciwko słowu.
Prof. Jadwiga Staniszkis powiedziała w TVN 24, że mając do wyboru Tuska i Kamińskiego, wierzy Kamińskiemu, który jest „fanatykiem prawdy”. Moim zdaniem, Kamiński jest fanatykiem prawdy, ale jest to prawda PiS. Tak czy owak, komisja mogłaby się zwijać, gdyby nie to, że jest wygodną areną dla opozycji, a koalicja nie bardzo może forsować szybkie rozwiązanie, gdyż naraża się na zarzut ukrywania prawdy. Czyli show musi trwać. Dla demokracji może to i dobre, gdyby nie fakt, że transmisje telewizyjne deprawują polityków, którzy się popisują. Celuje w tym posłanka Kempa, która ma ambicje aktorskie. jej pytania cieszą się największym wzięciem złaknionej krwi publiczności.
Istnieje jednak świat poza komisją. Tam Donald Tusk ma powody do zadowolenia. „Polska nigdy nie była bezpieczniejsza, bogatsza i lepiej rządzona” – czytamy w „The Economist” – najbardziej prestiżowym tygodniku na świecie. I dalej: „Polska ma coś, co jest rzadkością w UE i niemal nie występuje na postkomunistycznym Wschodzie: rozsądny, centroprawicowy rząd dysponujący większością w parlamencie…” Zielona wyspa wzrostu gospodarczego w Europie, spokój wewnętrzny, dobra opinia w świecie, zaproszenie od Putina na wspólne obchody w Katyniu – Tusk może być zadowolony. Jeszcze gdyby udało się (drobiazg) zreformować, choć częściowo – zgodnie z zapowiedzią – finanse publiczne, to już byłby cud.
Fortuna jednak zmienną jest… Wystarczy dotkliwa powódź, żeby akcje rządu spadły. Wycofanie się Tuska z wyborów prezydenckich spowodowało, że ich wynik przestał być przesądzony. O tym, kto zostanie kandydatem PO zadecyduje Tusk, który na polskiej scenie politycznej jest na razie panem i władcą.
Polska ma kilku innych dobrych kandydatów (Komorowski, Olechowski, Cimoszewicz, Sikorski ), ale w tych wyborach najlepszy wydaje się Komorowski. Ładna przeszłość opozycyjna, doświadczenie w rządzeniu, odpowiedni wiek (56 l.), tonizujący sposób bycia i „marszałkowania”, wszystko to budzi zaufanie. Na jego tle Radosław Sikorski wydaje się trochę zbyt młodzieńczy, czasami w swoich wypowiedziach i zachowaniach niefrasobliwy, egocentryczny (w wywiadzie dla „Wyborczej”, poświęconym pracy MSZ, cały czas mówił „ja” – ja kupiłem, ja unowocześniłem, ja skomputeryzowałem…). Sikorski byłby (i mam nadzieje, że będzie…) dobrym prezydentem, ale za dwie kadencje, na razie – jak ktoś powiedział – jest dla niego o jedno okrążenie za wcześnie.
To ja, chyba pierwszy (samochwała ze mnie), napisałem (w książce „Choroba dyplomatyczna”), że Sikorski nosi buławę prezydencką w tornistrze, był wtedy wiceministrem spraw zagranicznych, a ja skromnym ambasadorem. Nadal tak uważam, ale wszystko we właściwym czasie…
W sumie – zima jest Tuska. Czyja będzie wiosna – nie wiadomo.