Kampania bez kandydatów
Mamy już w Polsce antysemityzm bez Żydów, antykomunizm bez komunistów, a od pewnego czasu trwa kampania wyborcza bez kandydatów.
Wiadomo, że jesienią mają odbyć się wybory prezydenckie, ale kto będzie w nich kandydował – tego nie wie chyba nikt. Lech Kaczyński – prawie na pewno, ale ogłosi to we właściwym czasie, kiedy upewni się, jakie ma szanse. Bronisław Komorowski – prawie na pewno, ale najpierw muszą się odbyć prawybory w Platformie. Pomysł skądinąd dobry, ale podejmując decyzję o prawyborach tak późno, kiedy wiadomo, że doły partyjne popierają Komorowskiego, Donald Tusk praktycznie go namaścił, eliminując Sikorskiego i deformując przy okazji najbliższe prawybory.
Dobrze by było, gdyby prawybory się jednak przyjęły. Osłabiłyby jedynowładztwo w partiach politycznych. O pozostałych kandydatach, wiadomych (Olechowski, Jurek, Szmajdziński) i niewiadomych nie wspominam, gdyż mają oni jednak małe szanse, nawet żeby zaistnieć w kampanii. Katarzynie Kolendzie – Zaleskiej marzy się w „Gazecie” kandydat apolityczny a la Balcerowicz, ale były przewodniczący Unii Wolności nie jest apolityczny, a poza tym kampania jest brudna nie ze względu na kandydatów, tylko z powodu panującej kultury politycznej i samej natury wyborów.
Cały wysiłek PiS, zgodnie z regułami kampanii, idzie już dziś na zniszczenie Sikorskiego i Komorowskiego. W kąt poszło ocieplenie wizerunku i schowanie Jarosława Kaczyńskiego, żeby nie rzucał cienia na swojego brata – prezydenta. Miejsce uśmiechniętej pani Gęsickiej zajęły inne atuty. Wyciągnięte zostały haki. Najpierw, rzekomo, prezes Kaczyński „nie chciał powiedzieć” jakiego ma haka na Sikorskiego (miały o tym wiedzieć tylko trzy osoby – prezydent, premier i b. premier J.K.), ale jakimś cudem zaprzyjaźnione media „posiadły tę wiedzę” i okazało się, że Sikorski jako minister Obrony nie chciał ekstradycji białoruskiego szpiega ujętego na Litwie przy pomocy naszych służb. Prawdy zapewne nigdy się nie dowiemy, ale nie jest ona potrzebna, chodzi o to, żeby skompromitować jednego z dwóch kandydatów na kandydata Platformy, i zarazem pogrążyć Tuska, który – znając zastrzeżenia – mianował Sikorskiego na szefa dyplomacji.
Hak, na którym J. Kaczyński chce powiesić Sikorskiego, jest zardzewiały, obracamy się w kręgu tajemnicy państwowej, służb, szpiegów, na terenie ulubionym przez Kaczyńskiego/Macierewicza, ale wyborcy tego nie kupią. Są poważniejsze argumenty przeciwko Sikorskiemu, które zebrał Jacek Żakowski w „Wyborczej”, widząc w nim kandydata raczej w wyborach za 10 lat, kiedy spoważnieje, będzie bardziej stateczny, dojrzały, ostrożny, zamiast porównywać gazociąg do paktu Ribbentrop – Mołotow, stawiać wygórowane i nierealne żądania w Waszyngtonie, afiszować się strefą zdekomunizowaną wokół własnego domostwa etc. Nie zmienia to faktu, że ewentualnie wybrany w tym roku, Sikorski też mógłby być dobrym prezydentem, nawet jeśli jest odrobinę zakochany w sobie. W końcu każdy ma jakieś słabości.
Lepszym prezydentem byłby, moim zdaniem, Komorowski, więc i jego PiS straszy hakami, które podobno znajdują się w niepublikowanym raporcie o likwidacji WSI, autorstwa Antoniego Macierewicza. Również i ten hak jest zardzewiały i może się nań nabrać tylko twardy elektorat PiS, przywiązany do idei rdzennie polskich i patriotycznych służb specjalnych.
Ruszając do kampanii, J. Kaczyński w wywiadzie dla „Newsweeka” pokazał wszystkie swoje atuty – premier Tusk powinien stanąć przed sądem za przeciek i krycie swoich w aferze hazardowej, mamy czas Sobiesiaków etc. W przeciek od Tuska trudno uwierzyć, natomiast stenogramy rozmów Sobiesiaka z Chlebowskim i Drzewieckim, które jakimś cudem trafiły do „Rz.”, są faktycznie kompromitujące. Panowie niewątpliwie szli koledze na rękę. To wstyd dla Platformy. Moim zdaniem, to jest tylko wierzchołek góry lodowej, nie w tym sensie, że wielka afera Platformy i Tuska dopiero ukaże się naszym oczom, ale w tym, że takie traktowanie znajomych nie jest chyba zaskakujące – nie tylko w Platformie.
Zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że kampania prezydencka będzie bezwzględna i brudna, ponieważ bracia Kaczyńscy walczą o życie. Jeżeli L.K. przegra – to po nich. Jeżeli wygra, to pozycja Tuska ulegnie osłabieniu, ale pozostanie jeszcze premierem i Platforma (jeszcze) się nie rozpadnie.
Ważnym wydarzeniem ostatnich dni było wykluczenie wicemarszałka Senatu Zbigniewa Romaszewskiego z klubu PiS. To kolejny dysydent w tej partii, aczkolwiek lojalny wobec jej programu. Powodem kary wymierzonej przez prezesa Kaczyńskiego i posłuszny mu zarząd partii, była niesubordynacja Z.R. w głosowaniu nad pozbawieniem immunitetu senatora Piesiewicza. Romaszewski głosował przeciw, a prezes Kaczyński kazał głosować „za”. Ponieważ prezes lubi mundurki i porządek – jak w szkole – Z.R. dostał klapsa. Weteran opozycji, Romaszewski, głosował zgodnie ze swoim sumieniem i znajomością prawnych aspektów sprawy Piesiewicza, ale dla prezesa najważniejsze jest wzmożenie moralne i dyscyplina. Przede wszystkim zaś zwartość szeregów. Co prawda kandydatów nie ma, ale kampania trwa.
***
PS. Zapraszam na czwartek, 18 bm, godz. 18.00, na spotkanie w Poleskim Ośrodku Sztuki, Łódź, ul. Krzemieniecka 2A. Tam możemy kontynuować dyskusję na żywo. Do zobaczenia!