Piekło to inni
Argumenty, do jakich uciekają się obrońcy Kościoła w sprawach o pedofilię, budzą zdumienie. Prawicowy polityk, Marek Jurek, podczas śniadania w Radiu Zet ubolewał nad „panseksualizmem”, który jest jedną (jedyną) z przyczyn pedofilii.
Jeżeli dobrze rozumiem, to chodzi o to, że coraz bardziej wyzwolona i wyuzdana kultura współczesna, w której seks zajmuje poczesne miejsce, jest winna temu, że niektórzy duchowni łamią prawo oraz elementarne normy moralne i wykorzystują swoich nieletnich podopiecznych do praktyk seksualnych. Winny jest Kościół? – Nie. Winna jest kultura. Ba, winni są ludzie świeccy, ponieważ kiedy chodziło o Romana Polańskiego, to „solidarność korporacyjna” nakazała artystom obronę reżysera, a duchownych nikt nie broni.
Jednakże największą „winę” ponoszą media, bez których świat niczego by się nie dowiedział i nadal byłoby cacy. Dr Tomasz Terlikowski zamieścił na ten temat dwa tygodnie temu obszerny artykuł w „Rz.” Pod tytułem „Czyścić do końca”. We wnioskach swojego artykułu Terlikowski pisze, że na nic zda się narzekanie na media (choćby uzasadnione), ale „trzeba zająć się naprawą sytuacji. (…) Parafrazując Ewangelię trzeba powiedzieć, że dzięki działaniom mediów – nie ma takiej rzeczy tajnej, która nie stałaby się jawna”. Zdaniem autora, z punktu widzenia długofalowego interesu Kościoła dobrze, że tak jest.
Niestety, mimo takiego wniosku, prawie cały artykuł Terlikowskiego poświęcony jest demaskowaniu mediów, ich niecnej, okrutnej natury. Od pierwszych słów dowiadujemy się, że „media zachodnie pełne są opisów skandali w Kościele … w najbliższych latach możemy się spodziewać wysypu podobnych (częściowo dmuchanych czy sprzed bardzo wielu lat, jak sprawy z Niemiec, które wydarzyły się w latach 50.) spraw, które podkopywać będą autorytet Kościoła”. Widać, że autor, który nie jest przeciwnikiem wyciągania spraw sprzed pół wieku w innych dziedzinach (zbrodnie komunistyczne, lustracja), wolałby, żeby nie grzebać pod sutanną ludzi dziś sędziwych.
Terlikowski jest też niecierpliwy: Media, „gdy już chwycą temat, który interesuje opinię publiczną, to ciągną go w nieskończoność”. Terlikowski wolałby, żeby media nie ciągnęły tych spraw. Występki seksualne duchownych, krzywda dzieci, hipokryzja Kościoła, sytuują te tematykę bardzo wysoko. „Dlatego dziennikarze śledczy będą szukać nowych, a niekiedy starych i zapomnianych materiałów…”.
Dostaje się od Terlikowskiego dziennikarzom, dlatego też się odzywam, choć nigdy o tych sprawach nie pisałem. „Nie ma też co ukrywać – czytamy – że niespecjalnie przepadający za ‘zacofanym’ i ‘konserwatywnym’ Kościołem dziennikarze będą też nadawać takim sprawom odpowiedni rozgłos”. Czytaj: dziennikarze niesłusznie nadają takim sprawom rozgłos, nie są obiektywni, są uprzedzeni. Gdyby byli rzetelni, to nie grzebaliby w starych, zapomnianych (czytaj: przemilczanych) sprawach i nie nadawaliby im rozgłosu (czytaj: przemilczaliby nadal, lub pisali drobną czcionką na setnej stronie). Tymczasem, gdy dziennikarze podchwycą temat, to zaczynają jego „długotrwałe wałkowanie”. Publicyści i działacze katoliccy („szczególnie tzw. postępowi”) zaczną wzywać do głębokiej reformy Kościoła, co dr Terlikowski uważa chyba za zdrożne i niesłuszne.
Skandale seksualne – czytajcie! Czytajcie! – to „część medialnego scenariusza”. Media uwzięły się na Kościół. „Gdyby podobne śledztwa jak w przypadku Kościoła podjąć w sprawie państwowych czy innowierczych domów dziecka, ośrodków pomocy społecznej czy szkół – to ich efekty byłyby identyczne (a niekiedy nawet gorsze)”. Przyczyną tego skandalicznego zjawiska nie było zatem ani nauczanie Kościoła katolickiego, ani celibat. Zdaniem Terlikowskiego i Marka Jurka, przyczyny tkwią POZA Kościołem: w rewolucji seksualnej, której liderzy (np. Daniel Cohn-Bendit) „często przekonywali, że kontakty seksualne mogą rozwijać emocjonalnie dzieci”.
Terlikowski, podobnie jak Marek Jurek, uważa, że duchowni pedofile są traktowani gorzej niż Roman Polański, który znalazł obrońców i skorzystał ze skandalicznej, „złej solidarności”. Gdy chodzi o duchownych – nikt nie ma wątpliwości, że trzeba ich ścigać (czyżby autor uważał, że ścigać ich nie należy?).
Zdaniem Terlikowskiego, każdej kulturze potrzebny jest kozioł ofiarny, i takim kozłem ofiarnym stał się katolicyzm, to on odpowiada za śmierć miliony ofiar AIDS, za opresję kobiet, prześladowanie mniejszości. Trwa „medialno-społeczna nagonka na katolików”, a przyczyna jest prosta: Kościół jest jednym z ostatnich bastionów oporu przeciwko nowoczesności – aborcji, eutanazji, antykoncepcji, seksualnemu rozpasaniu.
W kulminacyjnym punkcie swojego artykułu, dr Terlikowski przywołuje nazizm: „W XX wieku skandale seksualne do walki z Kościołem zaczęli wykorzystywać przedstawiciele wielkich ideologii. Najlepiej wychodziło to nazistom, którzy w roku 1936 rozpoczęli wielką nagonkę na katolicyzm”, urządzili „gigantyczna nagonkę medialną”, posługując się jednym ze skandali (skazano prawie 250 osób).
Terlikowski przez większą część swojego artykułu atakuje media, porównuje je nawet do mediów nazistowskich (!), by pod koniec dojść do wniosku, że zamiast atakować media – trzeba naprawić sprawy w Kościele. Z wywodu autora wcale to jednak nie wynika. Jest to artykuł kuriozalny, który wskazuje na zagubienie autora wobec skandali, jakie ujawniane są każdego dnia oraz wobec wyzwań, jakie stwarza współczesna cywilizacja. Wszelkie zło umieszcza autor POZA Kościołem, poza jego nauczaniem, poza celibatem, poza nauką o grzechu i o pożądaniu, poza systemem i strukturą – za wszystko wini wielkie ideologie, żarłoczne media. O ileż lepiej było, kiedy nie istniały wielkie ideologie, choćby „ideologia” praw człowieka, w tym praw dziecka, a media nie były ciekawskie ani żarłoczne.