Fabryka snów
Jarosław Kaczyński w pierwszym wywiadzie (ale święto!) dla blogerów Salonu 24 mówi, że po 10 kwietnia może być „więcej współpracy” i powinno być możliwe „zawarcie kompromisów”. Widać, że fabryka snów przeniosła się z Hollywood do Polski.
Każą nam zapomnieć o IV RP, o pytaniach w rodzaju „czy Platforma jest partią polską?”, o łże-elicie i ZOMO na rzecz przyjaznej współpracy i kompromisu. Ja w ten nowy wizerunek nie bardzo wierzę, widziałem już niejednego gołąbka pokoju. Ale też nie będę do niego strzelał.
Interesuje mnie natomiast mechanizm tworzenia nowego wizerunku, i jak to się dzieje, że ludzie go kupują. Na temat superprodukcji polskiego Hollywood pt. „Orędzie Jarosława Kaczyńskiego do przyjaciół Rosjan”, wiele ciekawych spostrzeżeń przyniósł „Super Express”, który przy pomocy specjalistów od wizerunku zinterpretował scenografię, w jakiej wygłosił swoje przesłanie prezes PiS. Okazuje się, że orędzie sfilmowano nie w domu prezesa, ale w kawiarni Muzeum Powstania Warszawskiego, która udawała mieszkanie inteligencji żoliborskiej. „Na próżno tu szukać partyjnego logo – czytamy. W oczy rzucały się za to pianino (muzyka łagodzi obyczaje), stary zegar (symbolizuje pamięć), białe tulipany (symbol niewinności i odrodzonego życia), książki (kojarzą się z nauką i wiedzą), oraz srebrny imbryk i serweta (nawiązanie do tradycji i prostoty). Prezes PiS pokazał się również w okularach, które łagodziły rysy jego twarzy i dodawały powagi”. Specjaliści podkreślają, że prezes upodabnia się do nieżyjącego brata, a także, iż wybrał formę (orędzie czy przesłanie do innego narodu), która przysługuje raczej głowie państwa lub szefowi rządu niż szefowi partii.
Ciekawe, że zmiana wizerunku prezesa odbywa się w tak ostentacyjny sposób. Nie tylko w treści, ale i w formie prezes PiS zmienił się z dnia na dzień, nie bacząc na to, czy ludzie uznają tę metamorfozę za autentyczną. Wiele wskazuje na to, że „głupi naród to kupi” – jak mówił pewien polityk PiS, odsunięty dziś na margines. W tej sytuacji prezes największe szanse ma wśród młodzieży, tej, która będzie głosować po raz pierwszy, nie pamięta IV RP, chce w patriotycznym odruchu solidarności wesprzeć tragicznie doświadczonego kandydata.
Zmianę wizerunku przechodzi też Joanna Kluzik-Rostkowska, która sama mówi, że ktoś do niej przyszedł i zrobił jej makijaż. Przemianę tę opisuje „Fakt”: Kiedyś okulary, niestaranne uczesanie, szerokie spodnie niefortunnej długości do pół łydki, i żakiet, „skracały sylwetkę”. Teraz włosy prosto od stylisty, szkła kontaktowe, dopasowana sukienka, buty na obcasie, żakiet w żywych kolorach – inny człowiek.
Inna jest także treść. W wywiadzie dla „Gazety” 13 V szefowa sztabu prezesa Kaczyńskiego wykonuje unik za unikiem. Żadnej konfrontacji. Wypowiedź Pawła Poncyljusza, że list kilkunastu rodzin ofiar katastrofy to element gry? „Nie słyszałam”. PiS wykorzystuje tragedię? „Nie kłócę się z badaniami, ale sztab nie używa tragedii do celów politycznych”. Film Pospieszalskiego i krew na rękach Tuska? „Nie mam kontaktów z TVP i nie oglądałam filmu. Jana Pospieszalskiego widziałam dwa lata temu…” Macierewicz w „Gazecie Polskiej” mówi, że wraz ze startem samolotu zatrzasnęła się gigantyczna pułapka? „Nie czytałam tej ‘Gazety Polskiej’”. Doszukiwanie się przez prezesa PiS członków KPP wśród przodków redaktorów „GW”? „Tego też nie słyszałam, trudno mi to skomentować”. Kaczyński dziękuje Rosjanom, a tymczasem klub parlamentarny PiS stawia wniosek o odebranie śledztwa Rosji? „To jest pytanie do klubu, nie każdy ruch jest uzgodniony miedzy klubem a sztabem”(!!!), czyli prezes nie wiedział (?), że PiS złoży taki wniosek. Itd., itp. Kto chce – niech wierzy.
Można powiedzieć, że grzecznie, ale bez zbędnych czułości i – jak wynika z sondaży – skutecznie, polskie Hollywood zarzuciło szeryfa i Bonda na rzecz komedii z happy endem. I teraz nie lubi, kiedy widzowie pytają, a gdzie strzelanina, gdzie się podziali policjanci i złodzieje? Sympatycy PiS w mediach mają za złe, kiedy „straszy się” Czwartą RP i prezesem z przed 10 kwietnia. Dziwnie to brzmi w ustach ludzi, którzy żyją przeszłością, potrafią rozpamiętywać co kto robił pół wieku temu, w czasie wojny, a nawet co robili jego rodzice i dziadkowie.
Żeby była jasność: popieram te metamorfozy. Przyjemniej patrzeć na osobę elegancką i po makijażu, niż na kobietę zaniedbaną. Lepiej, kiedy polityk – choćby z wyrachowania – jest pełen dobrej woli, skłonny do dialogu i kompromisu, niż kiedy jest spontanicznie zacięty i kłótliwy. Nawet, jeśli udaje.
Ale niektóre metamorfozy są komiczne. Anna Kalata, która była ministrem w rządzie PiS, pojechała do Indii, tam doznała olśnienia, w rezultacie schudła o 38 kg, a ponadto rozwiodła się po 27 latach małżeństwa: „Rozeszliśmy się dwa lata temu. Nikomu się z tego nie zwierzam, BO TO NIE BYŁA DLA MNIE , DLA NAS, BARDZO BOLESNA SPRAWA. PO PROSTU JA SOBIE WYZNACZYŁAM INNE CELE” – mówi w piśmie „Viva”. To jest dopiero metamorfoza! Łatwiej bezboleśnie rozwieść się ze swoim mężem po 27 latach, oraz z 38 kilogramami, niż ze swoim dawnym wizerunkiem, zwłaszcza kiedy człowiek postawił sobie inne cele.