Odwagi czy pokory?
LEWICA – więcej pokory. Niektóre osoby na lewicy, m.in. Kinga Dunin, pewni ludzie z „Krytyki Politycznej”, mówią, że głosowali na Kaczyńskiego. A już w największe zdumienie wprawił mnie Grzegorz Napieralski, który w II turze zostawił wolną rękę swoim zwolennikom. Dla SLD było to może wygodne, żeby nie sprzedawać się żadnej partii prawicowej, ale gdyby (odpukać…) wygrał Jarosław Kaczyński, to współautorem tego sukcesu byłby Napieralski. Lider SLD, upojony swoim sukcesem w I turze, postawił siebie i SLD ponad wszystkim, ponad Komorowskim, ponad starszymi działaczami lewicy (Kwaśniewski, Cimoszewicz, Kalisz), którzy już przedtem poparli kandydata Platformy. To był błąd Napieralskiego. Powinien był powiedzieć ‘STOP IV RP!, a potem będziemy się rachować z Platformą’.
Zgodnie z zasadą „first things first!”, należało blokować Kaczyńskiego za wszelka cenę, bo to największe dla Polski zagrożenie. Być może tym ludziom lewicy, którzy głosowali na J.K. chodziło o jasność sytuacji („Jeśli ma rządzić prawica, to niech to będzie prawica pełną gębą”), być może był to strach przed monopolem Platformy, ale były to obawy mniej ważne niż „STOP IV RP”. Zdolności koalicyjnej SLD by i tak nie stracił. Dziś nawet bojowy poseł PiS, Adam Hofman, mówi (w „GW”), że w wielu sprawach „lewica może zawrzeć kontrakt tylko z nami”. Ludzie, mówi Hofman, „nie przywiązują wagi do różnic ideologicznych”. Straszenie komuną się zużyło. Dlatego Grzegorz Napieralski źle czyni, odsuwając polityków lewicy umiarkowanej, otwartej, „liberałów”, na rzecz „prawdziwych” lewicowców. Napieralski powinien hołubić jednych i drugich. I pamiętać, że są ludzie, którzy głosowali na niego na zasadzie mniejszego zła, ponieważ nie mogli znieść J.K. ani wybaczyć Platformie jej zaniedbań, np. dopuszczenia do upadku finansowego, merytorycznego i politycznego mediów publicznych. Rada dla lewicy: Napieralski, otwórz się, zapomnij o urazach,
Cimoszewicz, Kwaśniewski i inni „zdrajcy” mieli rację, to nie cała lewica, ale Platforma powstrzymała powrót IV RP. Jak słusznie mówi Tomasz Nałęcz, lewicy nie powinno być obojętne, czy działa w państwie autorytarnym, czy demokratycznym. Osobisty sukces Napieralskiego zaprawiony jest goryczą – błędem przed II turą. Napieralski, uznając, że wart Pac (J.K.) pałaca (Komorowski), popełnił błąd. Życzę więcej pokory.
PRAWICA. Nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że prezes PiS oszalał i – koncentrując się na katastrofie – popełnia samobójstwo. Rozmaite płaczki zanoszą się łzami, że J. Kaczyński marnuje sukces z wyborów prezydenckich, że rozmija się w zainteresowaniach z wyborcami, że efekt katastrofy minie, że PiS pozostawia otwartą przestrzeń Platformie, zamiast nękać rząd w sprawach ważnyc – finanse, obronność, emerytury, autostrady itd. Prezes wyraźnie mówi, że aby wyjaśnić katastrofę – musi najpierw dojść do władzy (czytaj: obecny rząd nie jest zainteresowany dotarciem do prawdy).
Wybór wątku katastrofy przez prezesa nie jest taki głupi i nie należy go lekceważyć. Emocji nie wolno lekceważyć. W wielu krajach utorowały one populistom drogę do władzy. Dzięki emocjom przeprowadzono precyzyjny plan pochowania tragicznie zmarłej pary prezydenckiej na Wawelu, buduje się bohaterski mit Lecha Kaczyńskiego, wkrótce ma on szansę zostać patronem Muzeum Powstania Warszawskiego, a stąd już niedaleko do uznania go za dowódcę zwycięskiego zrywu narodowego z 1944 roku. Gdy do tego dodamy Kościół, który się zaangażował po stronie Kaczyńskich – od Wawelu po Toruń, gdy do tego dodamy naturalne zmęczenie rządzącą Platformą, jej „monopolem”, a wreszcie – wyborców rozgoryczonych wstrzemięźliwością PO w reformach (trudno rozniecić entuzjazm wokół systemu rentowo – emerytalnego czy naprawy służby zdrowia), to z tego można uciułać ponad 1/3 głosów i wrócić do władzy – tym razem z partią Napieralskiego. Dlatego ja nie ubolewam nad tym, że prezes chce wspiąć się po katastrofie do władzy. To nie jest plan śmieszny – to plan groźny.
CENTRUM – więcej odwagi. Platforma, jak to centrum – jest pomiędzy młotem, a kowadłem. W sprawie katastrofy musi egzekwować od Rosjan, ale nie może walić pięścią w stół, żeby nie pogorszyć stosunków z Kremlem, (który jest zainteresowany lepszym klimatem z Warszawą). Wcześniej czy później PO będzie musiała uznać, że nie tylko Lech Kaczyński i jego kancelaria ponoszą odpowiedzialność za tragedię, wina leży także po stronie tego, co działo się w kontaktach rząd – prezydent, Polska – Rosja, co działo się w lotnictwie, a więc w sferze odpowiedzialności rządu. Czyli rząd i Platforma muszą traktować katastrofę z największa powagą i uczciwością, nie wykorzystywać jej jak PiS, ale i nie bagatelizować swojego w niej udziału. Nie wolno traktować katastrofy jako obsesji PiS, bo to nie jest obsesja, tylko zimne wyrachowanie.
W sprawach najważniejszych (finanse państwa, podniesienie VAT) Platforma pozostaje wierna sobie – żadnych gwałtownych ruchów, łatanie dziur, administrowanie, zmiany cząstkowe i jak najmniej kosztowne politycznie. Kryje się w tym obawa przed utratą poparcia wyborców (np. w sprawie przedłużenia granicy wieku emerytalnego) i koalicjanta (KRUS). Tusk, Boni i Rostowski balansują na linie albo stąpają po minach. Wszystko im wskazuje, żeby ruszać jak najmniej, nie drażnić wyborców, nie ruszać Kościoła, nawet w sprawie in vitro czy demonstracji Europride, od czego trzymają się jak najdalej. Coś się jednak się dzieje, jak choćby w sprawie porozumienia z lewicą w sprawie mediów publicznych, lecz za mało. Podwyżka VAT o 1 pkt procentowy, sprzedaż ziemi państwowej, szybsza prywatyzacja, to – jak przyznaje sam Tusk – „kupowanie czasu”. Nie jest to takie efektowne, jak bycie na lewicy (postulat świeckiego państwa, in vitro, egalitaryzm), ani na prawicy pod krzyżem i pod Wawelem, ale taki już jest los centrum w czasach pragmatyzmu i końca wielu ideologii.
Życzę więcej odwagi.