Kuba – si! Rewiński – no!
Nadeszły takie czasy, że poważne czasopisma przeprowadzają wywiady z niepoważnymi satyrykami, niedawno „Polityka” zamieściła rozmowę z Januszem Rewińskim , a „Wprost” z Kubą Wojewódzkim. Rewiński jest komiczny, ale rozmowa z nim smutna. Kiedy ją czytałem – nie było mi do śmiechu. Przede wszystkim nadaje na swoich byłych partnerów. O Zenonie Laskowiku mówi, że go porzucił w PRL i „to nie była żadna przyjaźń”. O Smoleniu, który zajął jego miejsce przy Laskowiku, powiada filozoficznie, że „lojalność to kategoria inteligencka” – czytaj: nie dotyczy Smolenia. O Wajdzie mówi jak najgorzej, z poczuciem wyższości: „Ja nie kręciłem w PRL filmów za państwowe pieniądze”. O sobie natomiast mówi, że był prześladowany („Nie byłem pieszczochem reżimu”) i jest prześladowany („Mnie się nie zatrudnia”). Moje wrażenie: żenada.
Dlatego z pewnym niepokojem przystępowałem do lektury rozmowy z Kubą Wojewódzkim we „Wprost”. Jeszcze jeden satyryk, jeszcze jedno rozczarowanie? Wręcz przeciwnie. Im dalej brnąłem w lekturę, tym częściej powtarzałem „Kuba – si! Rewiński – no!”. Problematyka męsko-damska, która w programach telewizyjnych Wojewódzkiego zajmuje ważne miejsce, w ty wywiadzie jest na marginesie. Dowiadujemy się, że 46-letni satyryk jest szczęśliwy ze swoją partnerką młodszą o 27 lat, i że to jest robota na trzy zmiany, ale to w końcu nic nadzwyczajnego. Tyle mógłby powiedzieć nawet Rewiński. To budzi moją zazdrość, ale uznanie budzą inne wypowiedzi Wojewódzkiego. Że mianowicie, „polskie dziennikarstwo uwielbia narcystycznie onanizować się tragedią… A naród się dołączył. Mieliśmy patriotyczny samogwałt na cierpieniu”. Że PiS toczy wojnę na dwóch frontach, „jeden to front krzyża, a drugi to front tragedii smoleńskiej”, czemu on osobiście się nie dziwi, ponieważ my, Polacy, „lubimy jak boli, lubimy cierpieć, a w ostatnich paru dekadach nikt nas boleśnie nie wydymał”. Że „ ‘meldunek’ Lech Kaczyńskiego na Wawelu był szantażem emocjonalnym, nadużyciem historycznym na największa skalę. To jest ten rodzaj przewału i hańby politycznej jak wolta prezesa PiS i próba nabrania Polaków, czyli słynna ‘zmiana’ J.K. (…) Lech Kaczyński z trudem mieści ze swoim dorobkiem w Alei Zasłużonych na Powązkach. (…) Facet (! – Pass), który gromadził prawie 50 czy 60 proc. wyrazu niechęci jeszcze 9 kwietnia (…) a już 11 kwietnia jest bohaterem narodowym, który zmarł męczeńską śmiercią, takie rzeczy zdarzają się w czeskich komediach, w filmach braci Marx, ale nie mogą trwać wiecznie. (…) Ten człowiek nie zasługuje na takie miejsce w historii, jakie próbuje mu zafundować brat”. Na temat śledztwa katyńskiego, K.W. mówi (moim zdaniem – słusznie), że nigdy nie dogodzi ono ludziom z PiS, ponieważ ich umysły „nie mają nic wspólnego z rzeczywistością”. Natomiast o kampanii Bronisława Komorowskiego, znany satyryk powiada, że „charyzma ujemna” to najmilsze, co może powiedzieć.
Ja bym pewnych słów nie użył, np. nie mówiłbym per „facet” o prezydencie, który dopiero co zginął w katastrofie, nie mówiłbym też tak źle o zmarłym, ale to są kwestie formy. To, co mówi Wojewódzki, jest natomiast głęboko słuszne – Polacy lubują się w cierpieniu, (trochę ten wizerunek przełamali uczestnicy zgromadzenia na Krakowskim Przedmieściu zwołanego via Internet), a powiększenie postaci tragicznie zmarłego, z prezydenta, który – delikatnie pisząc – nie budził entuzjazmu, w bohatera narodowego to rekord świata w dziedzinie manipulacji, świadomości i podświadomości.
Wojewódzki jest całkowitym zaprzeczeniem Rewińskiego: Nie nadaje na kolegów, nie uskarża się na swój los, nie pozuje na męczennika PRL, ba, nie wstydzi się przyznać, że jest człowiekiem szczęśliwym. Dziwi mnie tylko, że jego wypowiedź przeszła bez szerszego echa, ale widocznie satyryków nikt nie traktuje poważnie.