Polityka i „Polityka”
Najpierw polityka – potem „Polityka”.
Zacznę od tego, że na miejscu prezydenta Komorowskiego oraz innych polityków (i dziennikarzy) ja bym przeprosił. Na serio, a nie jako „eksperyment”, jaki prezydent zaproponował Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej w TVN 24. Że On przeprosi i zobaczymy co na to Kaczyński. Pan prezydent nie bardzo ma ochotę przepraszać Jarosława Kaczyńskiego i ja go rozumiem. Ale nie chodzi o to, żeby przepraszać prezesa PiS, tylko przeprosić ogół Polaków za swoją część winy. Każdy z nas mógł zrobić więcej dla obrony dobrych obyczajów, na rzecz wyższej kultury politycznej. Także Katarzyna Kolenda-Zaleska, która spowiadała prezydenta z jego win, jak gdyby sama była bez grzechu. Dziennikarze chętnie bija się w cudze piersi. Ja nie rozumiem przeprosin jako ukorzenia się przed Kaczyńskim. Takie przeprosiny (a takich żąda prezes) nie mają sensu. Oczekiwać przeprosin od prezydenta, premiera i od innych – to oznaka pychy.
Co innego jednak uderzyć się w piersi i wziąć na siebie część odpowiedzialności za zdziczenie w życiu publicznym, bo każdy z uczestników tego życia mógł uczynić więcej. „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” – to jest dobra zasada. Każdy z nas może mieć swój pogląd na to, co dzieje się w Polsce, ja np. jestem zdania, że główną winę za zdziczenie obyczajów ponosi Jarosław Kaczyński, który był brutalny kiedy Platforma jeszcze nie istniała, a Stefan Niesiołowski (też nie aniołek) był jego kolegą. Ale ja przepraszam, bo też mam za co, mogłem zrobić więcej, chociażby namówić Moderatorów, by jeszcze bardziej ograniczyli swoją tolerancję dla agresorów na naszym blogu. Apelowałem o umiar do blogowiczów wielokrotnie. Więc każdy z nas niech przeprosi, ze mną włącznie. Ale na rychłe skutki nie liczę, będą takie, jak przekazywany sobie znak pokoju pod koniec nabożeństwa. Piękny gest, ale mało skuteczny.
Mimo wszystko, chciałbym, żeby prezydent Komorowski przeprosił, żeby był „ponad to”, żeby ponad głową Jarosława Kaczyńskiego zwrócił się do społeczeństwa. Kaczyński nie jest równorzędnym partnerem dla prezydenta, Bronisław Komorowski nie powinien traktować ewentualnych przeprosin jako rozgrywki z prezesem PiS. Kaczyński jest tylko prezesem, Komorowski jest aż prezydentem. Chciałbym, żeby w trudnej, niebezpiecznej dla narodu chwili, prezydent wygłosił przemówienie adresowane do sumień, także do Jarosława Kaczyńskiego, który na odrębne, specjalne względy nie zasługuje. Moja rada: Kaczyńskiego ignorować, nie proponować kolejnych spotkań, nie telefonować jak do Obamy czy Sarkozy’ego, nie nadstawiać drugiego policzka, tylko być ponad to, mówić o tym, co ważne, na co czeka wiele osób spragnionych przywództwa. A Kaczyńskim zajmą się wyborcy.
A teraz „Polityka”: Jestem takim starym dziennikarzem „Polityki”, że nie mogę już liczyć na żadne awanse ani nagrody (zaczynałem pracę w redakcji, kiedy obecny redaktor naczelny chodził chyba do I klasy szkoły podstawowej), więc będę chyba dobrze zrozumiany: Jestem niezmiernie uradowany, że redaktor naczelny i prezes Spółdzielni Pracy Polityka otrzymał nagrodę Dziennikarza 20-lecia im. Andrzeja Wojciechowskiego, ustanowioną i ufundowaną przez Radio Zet. To jest absolutnie zasłużona nagroda dla Jerzego Baczyńskiego, to jest także święto „Polityki” i tak to rozumieją blogowicze, którzy także na tym blogu zamieścili gratulacje. Redaktor naczelny to w pewnym sensie więcej niż dyrygent orkiestry i dyrektor filharmonii jednocześnie (za pozwoleniem Maestro Antoniego Wita). Redaktor naczelny nie tylko dobiera repertuar, kieruje wykonaniem, prowadzi interes („Polityka” musi utrzymać się sama, nie stoi za nią wielki koncern ani dotacja ze skarbu państwa). Redaktor naczelny to także kompozytor, który co tydzień ma swój udział w komponowaniu tej symfonii, jaką jest
„Polityka”. Brawo Jerzy Baczyński, brawo „Polityka”.