Powrót Balcerowicza
Kilka lat temu miałem przyjemność uczestniczyć w pożegnalnym spotkaniu odchodzącego prezesa NBP, prof. Balcerowicza, z mediami. Zapytałem Profesora jakie ma plany na przyszłość? Bank Światowy? Harvard? London School of Economics? Wszak wszędzie przyjmą go z otwartymi rękami i z otwartą kasa. A tutaj czeka go polskie piekło. Balcerowicz zaprzeczył, jakoby był już na walizkach. Powiedział, że zamierza pozostać w kraju, pracować na rzecz reform i prowadzić swoją fundację.
Słowa dotrzymał. Choć zawistnicy i mądrale maja mu za złe, że jeździ po świecie i wykłada („nie za darmo” – dodają), to fakt jest faktem: Balcerowicz duchem, a często i ciałem, jest w Polsce i dobrze mu tak. Od pewnego czasu Profesor występuje jako krytyk polityki gospodarczej rządu, pełniąc tym samym role opozycji. Faktycznie, tak zwana opozycja PiS/SLD/PJN nie jest w stanie przedstawić spójnej krytyki polityki ekonomicznej min. min. Tuska, Rostowskiego, Pawlaka, Rostowskiego, Grada i innych, a w dodatku wszyscy oni razem wzięci nie mają takiego autorytetu jak Balcerowicz. Wobec słabości opozycji, jej rolę przejmują ekonomiści, z LB na czele. W odróżnieniu od swojego dawnego mentora i współpracownika, Jeffreya Sachsa, LB nie porzucił idei liberalnej (neoliberalnej), tylko pozostał wierny swoim przekonaniom, w których się utwierdza, a może nawet jest twardy jak skała. Zdaniem niektórych – przesadza, chce być „ekonomicznym sumieniem narodu”, jest dogmatykiem, ma rozdęte ego, nie lubi jak min. Rostowski mówi, że „Leszek się pomylił” itp. Wskazują na zacietrzewienie Profesora, który mówi, że ZUS nie gromadzi pieniędzy, tylko obietnice polityków. Nie mnie sądzić, ale na naszym blogu nie brak sędziów (Absolwent, ET, Mentor, Andrzej, Cynamon 79).
W odróżnieniu od innych krytyków, którzy głównie utyskują, Balcerowicz ogłosił ostatnio własny plan ratowania finansów państwa inaczej niż poprzez uszczuplenie funduszy OFE na rzecz ZUS. Plan Balcerowicza jest właściwie radykalnym podsumowaniem znanego nam postulatu reformy finansów państwa. Obejmuje on m.in.
+ Przyspieszenie prywatyzacji, obejmujące m.in. KGHM, PKO BP, PZU, PGNiG oraz inne perły w koronie. Postulat ten zgodny jest z intencjami rządu, ale czy jest realny? Czy przyniesie takie wpływy, na jakie owe perły zasługują? Czy jest dziś dość środków na rynku? Dość chętnych do inwestowania w Polsce? Tu zaczynają się wątpliwości.
+ Podnoszenie wieku emerytalnego. – Zgoda. Tu rząd mógłby zrobić więcej (ale nie w roku wyborczym).
+ Likwidacja przywilejów górników. – Zgoda, ale patrz wyżej.
+ Reforma KRUS. – Zgoda, ale…
+ Obniżka zasiłków chorobowych z 80% do 60% pensji. – Tak, a nawet nie, to znaczy zróżnicowałbym na choroby krótkotrwałe, wymagające zwolnienia lekarskiego np. do 7 dni, ale nie w innym przypadku.
+ Racjonalizacja i wspólne zakupy administracji. – Za mało wiadomo na ten temat, żeby się ustosunkować.
+ Likwidacja becikowego. – Tylko dla najbogatszych.
+ Obniżenie zasiłku pogrzebowego. – Patrz wyżej.
+ Powiększenie pensum nauczycieli. – Zgoda.
Balcerowicz nie proponuje terapii szokowej, sugeruje, by rząd wybrał z tej listy to, co uważa za stosowne. Zgoda, ale lista Balcerowicza nie wydaje się zapewnić dostatecznych oszczędności oraz wpływów do budżetu. Zawiera słuszne postulaty, ale niektóre nierealne politycznie, inne zaś (wpływy z prywatyzacji) być może przeszacowane.
Ale jedno trzeba Leszkowi Balcerowiczowi przyznać – to człowiek ideowy i konsekwentny, który poważnie traktuje interes państwa. Za to cześć mu i chwała. Wreszcie, to dzięki niemu mamy „dzień bez Smoleńska”.