Prezes idzie na wojnę
Prezes Kaczyński powinien się wstydzić, że przeznaczył rocznicę śmierci swojego brata, bratowej i 94 innych osób, na wiec partyjny, że zgromadzenie pamięci przekształcił w wiec wyborczy, że zamiast portretów zmarłych, niesiono obraźliwe transparenty i napisy. Dotychczas starałem się swój krytycyzm wobec prezes miarkować, szczególnie w okresie żałoby, ale teraz czas powiedzieć, że mamy do czynienia z łobuzerką. Prezes degraduje polską politykę. Powtarzanie o „zdradzonych o świcie” jest oskarżeniem władz państwowych o zdradę główną, o spisek z Rosją przeciwko Polsce i polskiemu prezydentowi. Hasła manifestantów, w rodzaju „Tusk pod sąd” dobrze oddają intencje zgromadzenia w Sali Kongresowej i przed Pałacem Prezydenckim. Mówienie o tych, którzy „chcieli zabić pamięć” jest insynuacją – oficjalne obchody rocznicy były zorganizowane z rozmachem, nie mówiąc o odsłanianych tablicach etc. To raczej prezes manipuluje pamięcią o zmarłych przeciwko żyjącym.
Przed pałacem prezes dużo mówił o szacunku, o tym, że kto nie szanuje siebie (czytaj: Polski) tego nie szanują inni (czytaj: Rosja, Niemcy). Tymczasem to prezes nie szanuje tych, z którymi nie jest mu po drodze – od prezydenta do premiera, od Kluzik-Rostkowskiej do Putina, i do Ziobry, którego wysłał na naukę angielskiego. Jego tęsknota do „elity czystej” wywołuje jak najgorsze skojarzenia, nawet jeżeli przez „czystość” JK rozumie brak powiązań z „tamtymi czasami”. Pomijam już, że to jest głupota, ponieważ wielu wspaniałych członków obecnej elity świetnie pamięta tamte czasy, nie narodziło się wczoraj. A wśród młodej „elity”, tej z lat 90., nie brak ludzi, którzy chwały nie przynoszą. Gadanie o tym, że „ten dom musi być nasz!” jest bez sensu – zawsze będą niezadowoleni. Tyle, że prezes wykorzystuje zakończenie żałoby do propagandy partyjnej. Ten dom „jego” już był, nic dziwnego, że tęskni do powrotu IV RP, która następnym razem „musi się udać”. Mimo post-żałobnej atmosfery, prezes nie omieszkał ująć się za wykluczonymi, za biedotą, której niedobra władza sięga do kieszeni. Nie zabrakło też insynuacji w rodzaju „domyślamy się” dlaczego zdarzył się Smoleńsk.
W rok po katastrofie, prezes pokazał, że znów jest sobą, że teraz dopiero się zacznie. Przed Pałacem Prezydenckim urządził wiec partyjny, mityng wyborczy, który – miejmy nadzieję – więcej osób zraził niż pozyskał. Źle się stało, że tego samego dnia wybuchła afera z tablicą pamiątkową w Smoleńsku. Polska wdowa (-wy), na własną rękę, zainstalowała tablicę, w której zbrodnie katyńską uznaje za ludobójstwo, choć jest to kwestia sporna, takie autorytety jak znawca Rosji, b. doradca prezydenta Reagana, prof. Richard Pipes i prof. Andrzej Paczkowski, są innego zdania. Innego zdania jest też Rosja, w której pani Kurtyka zainstalowała sporną tablicę bez zgody gospodarzy. (Ciekawe, czy w rewanżu Rosjanie zaczną instalować swoje tablice w Polsce.) Rosjanie kilkakrotnie poruszali sprawę tablicy, polskie władze znalazły się w trudnej sytuacji – zdjąć tablicę, to „ulec Ruskim, zakłamywać wraz z nimi Katyń”, nie ruszać tablicy – to narazić stosunki z Rosją i pozwolić się upokorzyć. Stąd już krok do gadaniny prezesa, że ci, którzy „chyłkiem’ zawiesili tablicę na Krakowskim i ci, którzy „chyłkiem” usunęli polska tablicę w Smoleńsku, to jedna sitwa. Miedwiediew nie mógł złożyć kwiatów przed tablicą z ludobójstwem, a Komorowski – przeciwnie, nie mógł ich złożyć przed tablicą rosyjską. Rosjanie bezwzględnie wykorzystali sytuację. PiS ma to, co chciał – zagrożenie stosunków z Rosją. Tak to jest, kiedy politykę zagraniczną zaczynają prowadzić wdowy, a nasze władze na to pozwalają.