Grzmoty przed burzą
Raport komisji Millera został zakończony w terminie bardzo dogodnym (choć na taki raport pora nigdy nie jest odpowiednia). Do objęcia prezydencji europejskiej przez Polskę pozostało zaledwie kilka dni. Prezydencja jest wydarzeniem na tyle efektownym i wymownym, że nawet jeżeli rządowa machina PR nie będzie przesadzać, to i tak skupi ona na sobie znaczną część zainteresowania. Tusk, którego zdolność przetrwania podziwiał dziś Marek Belka w TVN 24, będzie mógł przystąpić do prezydencji z ulgą, że ma „to” (czyli raport) już za sobą. Zapewne będzie musiał się liczyć z ostrym atakiem PiS, ale gniew opozycji to dla premiera zjawisko normalne. Zapewne także premier będzie musiał wyciągnąć przykre wnioski z raportu, może nawet jednego i drugiego ministra zwolnić, ale rozstania to dla Donalda Tuska nic nadzwyczajnego. Najpierw postąpił lojalnie i nikogo nie usunął przed otrzymaniem raportu, teraz może kogoś zwolnić, no bo „to wynika z raportu”.
PiS na pewno będzie z raportu niezadowolony. Jedną czy drugą konkluzję może nawet poprze, ale ogólna wymowa będzie brzmiała: za mało, za późno, za bardzo pro-moskiewsko. Na wynik wyborów raport nie będzie miał większego wpływu. To jest drugi powód, dlaczego raport ukazuje się w terminie dla koalicji PO-PSL dogodnym: do wyborów pozostało całe lato i pół jesieni. Polacy wyjeżdżają na urlopy. Przez 4 miesiące nie da się utrzymać raportu w centrum uwagi. Ważne, że ceny żywności i benzyny już nie zwyżkują, a nawet zaczynają spadać.
Zanim raport zostanie opublikowany, mamy inne, mniejsze konflikty. Krzysztof Bondaryk, szef ABW, wydaje się nie do obrony. Za zachowaniem go na obecnym stanowisku przemawia jego lojalność wobec premiera oraz fakt, że dużo wie. Przeciwko – kompromitujące wpadki finansowe, zdumiewająco wysoko odprawa z poprzedniego miejsca pracy oraz zdumiewająco niska cena używanego samochodu służbowego. Mówcie, co chcecie – ja bym od tego pana używanego samochodu nie kupił. Prawa może nie złamał, ale zaufania nie budzi.
Afera Rydzyka, czyli ojciec dyrektor mówi w Brukseli, że w Polsce panuje totalitaryzm, jest gorzej niż za komunizmu, od 1939 roku nie rządzą Polacy i temu podobne brednie. Czy min. Sikorski słusznie napisał notę do Watykanu – nie wiem, może wystarczyło zaprosić na rozmowę nuncjusza. Ale jeżeli kilka dni wcześniej premier powiedział „A”, czyli, że nie będzie klękał przed księdzem, tylko w kościele, przed Panem Bogiem, to teraz należało powiedzieć „B” i wykonać jakiś gest dezaprobaty dla o. Rydzyka i jego stronników w Episkopacie. Z punktu widzenia nadchodzących wyborów (a to jest dla PP. Tuska i Sikorskiego najważniejsze) jest to kolejny ukłon pod adresem centro-lewicy. Na głosy środowisk radio-maryjnych Platforma i tak nie ma co liczyć. Jeśli są jeszcze głosy do złowienia, to wśród przeciwników doktora-dyrektora, mających premierowi za złe nadmierną uległość wobec Episkopatu w takich sprawach jak związki partnerskie, in vitro i w ogóle pełzająca teokracja.
I wreszcie kwestia opinii psychiatrycznej na temat: czy Jarosław Kaczyński może uczestniczyć w rozprawie sądowej? W tej sprawie dziwi mnie opinia Stefana Niesiołowskiego i wszystkich, którzy uważają, że to jest dla prezesa PiS „upokarzające”. Czas najwyższy przestać traktować problemy zdrowia psychicznego jak choroby wstydliwe, np. weneryczne, kiła, syfilis etc. W czasach, kiedy coraz więcej ludzi kulturalnych szuka porady u psychologów, a dobrzy psychiatrzy potrafią brać za wizytę prywatną 200-300 złotych, czas porzucić fałszywy wstyd. Przestańmy traktować problemy psychiczne jako wstydliwe, a ludzi, którzy się z nimi borykają, jak trędowatych.
Teraz pozostaje czekać na burzę smoleńską.