PiS kontra FBI
Dyrektor FBI, James Comey (postać potężna, przypomnijmy tylko Herberta Hoovera, który trząsł Ameryką), odwiedzając Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, zaliczył Polaków i Węgrów do wspólników Niemiec w tej zbrodni.
Oprócz reakcji oficjalnej (list ambasadora polskiego, postulat wezwania do MSZ ambasadora USA w Warszawie, a jedna posłanka Platformy liczy, że przeprosi sam prezydent Obama) ożywili się politycy PiS oraz ich sojusznicy.
Bartosz Kownacki u Moniki Olejnik w radiu Zet i Adam Hofman w „Kropce nad i” w TVN 24 mówili dokładnie to samo. Ich zdaniem skandaliczna wypowiedź Comeya i inne, w duchu „polskich obozów”, nie byłyby możliwe, gdyby polska polityka historyczna, a dokładnie rząd Platformy, miała charakter rzetelny i patriotyczny, zamiast szkalować naród polski w takich filmach jak „Pokłosie” i „Ida”.
Uważam tę argumentację za chybioną. Powstają na przykład pełne uznania filmy o Powstaniu Warszawskim i Warszawie ‘44, kwitnie Muzeum Powstania, ze swoją zwycięską i budującą narracją, dzieci kształci się w duchu powstańczym, a mimo to różnice zdań w sprawie sensu, przyczyn i skutków tamtego zrywu wręcz narastają, zamiast głoszenia jednej prawdy.
Może więc polityka historyczna, o którą tak dopominają się politycy PiS, nie stanowi panaceum, a jedna wersja historii w krajach demokratycznych nie jest możliwa. Proponuję zajrzeć do nowej, niewielkiej książki prof. Marcina Króla „Byliśmy głupi” (wyd. Czerwone i Czarne). Znajdujemy tam (str. 115-120) rozdział poświęcony polityce historycznej, którą autor, profesor, historyk idei, uważa za całkowicie chybioną.
Oto fragmenty:
„Polityka historyczna” to próba naprawienia skutków lekceważenia idei narodowej i patriotycznej. Próba kompletnie nieudana. Pomysł ten wyniknął z bezpodstawnej nadziei, że uda się odgórnie obudzić polski patriotyzm. Przypomina to spektakl teatralny, mający na celu przedstawić dzieje Polski tak, żebyśmy byli z nich dumni. Prawda nie ma tu znaczenia. Tylko mitologia i symbolika.
„Krzycz i demonstruj, żeś Polak, bo przestaniesz być Polakiem” – autor cytuje słowa wybitnego historyka szkoły krakowskiej, Józefa Szujskiego („O fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki”, 1877). Szujski przypomina ogromny dorobek Polski i Polaków w historii, który jednak nie przekonuje „gorących patriotów”, oni nie przestają mówić o zgubie narodu, jeśli ten zastęp zasłużonych „myślałby i czuł odmiennie od przepisanej przez nich rutyny”.
Odnosząc te słowa do „polityki historycznej”, Król pisze:
Zamiast debaty na temat powstania styczniowego, zamachu majowego, polityki polskiej w sprawie Zaolzia w 1938 roku czy londyńskiej emigracji politycznej, Polacy otrzymują słodki, różowy cukierek, od którego człowieka mdli. Od ponad 10 lat słyszymy o potrzebie dumy Polaków, zniekształca się historię pisząc o polskich wiktoriach.
Po co Kaczyńskim była „polityka historyczna”? – pyta Król. I odpowiada:
Dostrzegam tylko jeden cel. Potrzebę zbudowania mitu założycielskiego innego niż Solidarność. (…) Zamieszanie w wielu głowach, jakie spowodowała „polityka historyczna” będzie bardzo trudne do odrobienia. Teraz już obudzenie patriotyzmu, który by nie był przeciw komuś, przeciwko rzetelnym interpretacjom historii, jest niewykonalne. Głupota „polityki historycznej” miała dramatyczne konsekwencje dla wspólnoty społecznej w Polsce.
Tyle Marcin Król. Myślałem o tym, słuchając jak poseł PiS, Bartosz Kownacki, wzywał do wzmożenia oficjalnej „polityki historycznej”, najlepiej w oparciu o oficjalną instytucję!
Najbardziej panów Hofmana i Kownackiego bolą „niesłuszne” filmy. Hofman wręcz stawia za wzór Hollywood, za pomocą którego Ameryka realizuje swoją „politykę historyczną”.
Tymczasem, na szczęście, ani amerykański, ani polski przemysł filmowy nie ograniczają się do filmów cukierkowych, powstają także filmy gorzkie, które zmuszają do myślenia. Owszem, musimy bronić naszych racji przed nieukami i oszczercami, ale broń nas Boże przed „polityką historyczną” zamiast prawdy historycznej.