Prezydent Duda
Andrzej Duda i jego zwolennicy zdecydowanie wygrali wybory. Należą im się gratulacje, wyrazy uznania i obietnice współpracy dla wspólnego dobra.
Pierwsze wypowiedzi obu rywali były eleganckie. Oby tak dalej! Przyczyny zwycięstwa kandydata konserwatywnej opozycji są wielorakie i były już wymieniane.
Wybory prezydenckie przekształciły się w plebiscyt na temat rządów koalicji PO–PSL. Mimo że Polska przeżywa dobry okres (najwyższy łączny przyrost PKB w latach 2007–2014 w Unii Europejskiej), silnie odczuwane jest znużenie i zniecierpliwienie, potrzeba zmiany.
W ważnych dziedzinach, takich jak ochrona zdrowia, wymiar sprawiedliwości, edukacja, poprawa nie jest zadowalająca. Oczekiwania są rozbudzone, możliwości ich zaspokojenia – mniejsze. W obozie rządzącym zapanowało zmęczenie, wyczerpanie, brak nowych idei w sytuacji, kiedy ciepła woda w kranach jest czymś oczywistym i niewystarczającym. Młodzi wyborcy, w warunkach wysokiego w tej grupie bezrobocia, nie czuli się spokojni o swoją przyszłość. Do tego trzeba dodać afery i skandale. Bronisław Komorowski zapłacił za to wszystko utratą najważniejszego urzędu w kraju.
Prezydent Komorowski jeszcze kilka miesięcy temu cieszył się bardzo wysokim uznaniem. Poparcie dla niego malało w sposób dramatyczny, przede wszystkim z powodu spóźnionej i fatalnej kampanii.
W miarę pełnienia swojego urzędu prezydent oddalał się od wyborców, nie znalazł „chemii” ze zwolennikami zmian, uśpił swoich zwolenników. Popełnił także kilka błędów, np. zapowiadając referendum w sprawach ustrojowych (JOW-y, referenda, finansowanie partii politycznych, rozstrzyganie wątpliwości podatkowych).
Hasła wyborcze prezydenta (zgoda i bezpieczeństwo) nie trafiały do wyborców, z których większość nie parła do zgody, tylko do zmiany, i nie czuła się niebezpiecznie. Gesty światopoglądowe (podpisanie konwencji antyprzemocowej, zgoda na in vitro) okazały się niewystarczające, jasna postawa w sprawie stosunków państwo–kościoły pobudziły duchowieństwo przeciwko prezydentowi.
Swoje zrobiła też kampania nienawiści wobec Bronisława Komorowskiego, nieprzerwana od chwili objęcia przezeń urzędu. Zgubna dla obyczajów politycznych w naszym kraju. Rząd koalicji PO–PSL także nie jest porywający, raczej administruje, niż inspiruje.
Andrzej Duda okazał się nadspodziewanie dobrym kandydatem. W ciągu kilku miesięcy z polityka trzeciego rzędu wybił się na prezydenturę. Inteligentny, wykształcony, młody, znacznie młodszy od pokolenia prezydenta i jego otoczenia w pałacu. Z rodziną jak z obrazka. Dobry mówca i polemista, nie stroni od demagogii i grepsów w rodzaju wręczenia chorągiewki Platformy swojemu antagoniście.
Polityk zdyscyplinowany, który w pierwszej debacie zwracał się do Komorowskiego per „panie prezydencie”, w drugiej debacie mówił już wyłącznie per „pan”. Andrzej Duda okazał się kandydatem bardzo pracowitym, od pierwszej do ostatniej chwili. Okazał się także bardzo hojny w obietnicach, które rozdawał na lewo i na prawo. Najważniejsza z nich, skrócenie wieku emerytalnego, byłaby zabójcza.
Łącznie obietnice poczynione przez Andrzeja Dudę obliczane są na ponad 200 mld złotych, tego żaden budżet nie wytrzyma. Obietnice dla górników i nierentownych kopalń. Budżet drogo zapłaci za zwycięstwo kandydata PiS.
Andrzej Duda jest politykiem konserwatywnym, za nim stoi Prawo i Sprawiedliwość, można oczekiwać zmian w dziedzinie „nadbudowy” – historia, Smoleńsk, katecheza na świadectwie maturalnym, uzależnienie polityki od Kościoła, zapowiedź utworzenia jeszcze jednej, odrębnej instytucji do obrony dobrego imienia – wszystko to przed nami.
Przed nami także odpowiedź na pytanie, w jaki sposób sukces Andrzeja Dudy i opozycji wpłynie na wybory parlamentarne. Czy obóz władzy otrząśnie się po ciosie, jaki otrzymał?