Lekarstwo na kaca
Porażka czy klęska? – pytają dziennikarze, mając na myśli Platformę. Moim zdaniem jednak klęska.
Owszem, 24 proc. poparcia po ośmiu latach rządzenia to niemało. Ale jeżeli wziąć pod uwagę, że Platforma latami miała przewagę albo szła łeb w łeb z PiS, prezydent z PO miał ponad 60 proc. poparcia, a ojciec chrzestny tej partii nie tak dawno mówił, że Platforma nie ma z kim przegrać – to jednak klęska. Przegrana byłaby w przypadku różnicy kilku, a nie kilkunastu procent.
Z drugiej strony pada pytanie: sukces czy triumf? Otóż moim zdaniem triumf, gdyż po 7–8 przegranych wyborach PiS jako pierwsza partia bierze samodzielnie całą „władzę”, z wyjątkiem większości konstytucyjnej. Strona przegrana nie ma się co pocieszać, mamy do czynienia z jednej strony z klęską, a z drugiej – z triumfem. (Chyba że wybory były sfałszowane…).
Co więcej, klęska – jak na razie – ulega pogłębieniu. Ewa Kopacz zapowiada, że będzie kandydować w wyborach na przewodniczącą i temu się nie dziwię, wykonała ogromną pracę, uratowała swoją partię przed kompromitacją, jaką byłby coraz bardziej prawdopodobny wynik kilkunastoprocentowy. Ale teraz powinna była zaproponować krótszą drogę do wyboru przewodniczącego niż weryfikacja całego aparatu partii, od najniższych struktur terenowych aż po szczyty. Biorąc pod uwagę, jak urażeni są baronowie, którym Kopacz dała po łapach, których upokorzyła, jednych skreślając z list kandydatów na posłów, a innych obsuwając na dalsze miejsca – to zapowiada krwawą wojnę domową w Platformie. Wojnę potrzebną Ewie Kopacz, żeby umocnić swoją pozycję w strukturach partyjnych.
Pierwsze, ostre wypowiedzi Rostowskiego, Sikorskiego, Gronkiewicz-Waltz – są tego zapowiedzią. Grzegorz Schetyna – najsilniejszy rywal – już rzucił rękawicę. Ma on swoje zalety, ogromne doświadczenie partyjne i państwowe, ale dla mnie pozostaje przede wszystkim mistrzem rozgrywek, zręcznym, cierpliwym i wytrwałym, nie jest jednak postacią porywającą, charyzmatyczną, nie pamiętam, kiedy powiedział coś, co by utkwiło w pamięci, na ogół mówi okrągło, gładko, opłotkami. Przywódcy dużego formatu w Platformie nie widać.
Po stronie lewicy też. Leszek Miller, przy wszystkich swoich zasługach, powinien był ustąpić ze stanowiska przewodniczącego SLD nazajutrz po kompromitacji z Magdaleną Ogórek i wcześniej doprowadzić do zjednoczenia. Tak jak Komorowski pociągnął Platformę do dołu, tak Miller i Palikot obciążają dziś lewicę. I jeszcze na dodatek mają na kogo zwalić: ten ktoś Adrian Zandberg się nazywa. Sam Zandberg nie mógł przewidywać, że jego udział w debacie telewizyjnej przyniesie taki sukces partii Razem, że skończy się to fatalnie dla SLD, Zjednoczonej Lewicy i dla lewicy w ogóle, bo wymiotło ją z Sejmu. Paradoksalnie lewicowy działacz zablokował lewicy drogę do Sejmu. Weterani są niepocieszeni.
W „Trybunie” (p.o. red. nacz. Marek Barański) ukazał się artykuł „Jarucka II”, w którym Zandberg porównywany jest do prowokatorki Anny Jaruckiej, która fałszywym oskarżeniem wobec Włodzimierza Cimoszewicza przekreśliła jego i lewicy szanse w wyborach prezydenckich 10 lat temu. Stał za nią były funkcjonariusz UOP, potem doradca ABW, a także były oficer wywiadu i polityk Platformy. Beneficjentem tamtej prowokacji był Donald Tusk. W felietonie, podpisanym „MB”, zawarte jest nieuzasadnione i absurdalne oskarżenie Zandberga o prowokację, a także sugestia, że za Zandbergiem stoją ciemne siły, jak za Jarucką.
W Zjednoczonej Lewicy pustynia kadrowa jest może nawet większa niż w Platformie. A czas nagli, przynajmniej Platformę, która musi wyłonić przewodniczącego swojego klubu parlamentarnego i przygotować się do pracy, bo prezydent i PiS zasypią Sejm projektami ustaw, poczynając od 500 złotych na dziecko i od „wyciszania” gimnazjów.
Jeszcze niedawno gimnazja miały ulec likwidacji, a nie wyciszaniu, zaś 500 złotych miało być na każde dziecko, teraz i ten pomysł jest wyciszany – już nie pierwsze dziecko, już nie od razu, i już nie dla każdej rodziny. Tym niemniej trzeba przyznać, że pomysł „500 złotych na każde dziecko” okazał się genialny w swojej prostocie: Prawo i Sprawiedliwość obiecało rodzicom – wyborcom po 500 zł za każdy głos, płatne z budżetu państwa.
Trudno o lepsze lekarstwo na kaca.