Teatr polski
W teatrze polskim co i raz to nowe, zdumiewające sceny.
Scena pierwsza: prezydent Najjaśniejszej „uwalnia wymiar sprawiedliwości” i ułaskawia Mariusza Kamińskiego, wiceprezesa PiS, ministra, koordynatora służb specjalnych. Nie jestem prawnikiem, ale przyjmuję, że prezydent ma do tego prawo. Robi to jednak w czasie postępowania sądowego, kiedy na stole jest apelacja Kamińskiego od wyroku sądu I instancji, kiedy przedstawiciel sądu mówi, że nikt ostatnio nie zapoznawał się z aktami sprawy, bez zasięgnięcia opinii prokuratury i sądu (co jest normalną praktyką) itd. itp.
Ale na mnie szczególne wrażenie zrobił fakt, że prezydent Duda w rozmowie z dziennikarzami publicznie, z imienia i nazwiska, potępił sędziego sądu I instancji, który miał czelność skazać działacza PiS, byłego szefa CBA i jego współpracowników. Czy nasi blogowicze, rozsiani po świecie, znają dużo takich przypadków, kiedy prezydent dużego, demokratycznego państwa publicznie karci jednego sędziego? Czy robi tak Gauck, Hollande, Obama?
Scena druga: rząd polski zwalcza przedstawienie teatralne, i to przed premierą, kiedy nikt z rządu go nie obejrzał. I to spektakl w oparciu o tekst laureatki nagrody Nobla, Elfriede Jelinek. Piotr Gliński – człowiek, wydawałoby się, poważny, profesor, minister kultury i wicepremier – w publicznej wypowiedzi wygrażał Teatrowi Polskiemu (i innym) we Wrocławiu, że za państwowe pieniądze nie będzie w Polsce rozpowszechniana pornografia.
Ministerstwo Kultury na pewno było zaproszone na premierę, podobnie jak władze miasta i województwa. Czy nie należało się wstrzymać z pomstowaniem do czasu obejrzenia spektaklu? Czy poważny polityk, członek rządu, pierwszy wicepremier musi się tak spieszyć i wyrabiać sobie opinię o przedstawieniu na podstawie jakichś tajemniczych źródeł?
Co prawda teatr zapowiadał, że jest to przedstawienie dla dorosłych, ale minister chyba jest dorosły. Co jest, a co nie jest seksualnością – to nie jest prosta sprawa do rozstrzygnięcia przez urzędników. Przypominam, że za czasów rozkwitu dyktatury Franco w Hiszpanii zakazane były kostiumy bikini. Mało tego, podobnie jak minister Gliński zachowała się inna gwiazda Zjednoczonej Prawicy, minister Beata Kempa. Która też spektaklu nie oglądała. Ba, wiceminister kultury Jarosław Sellin, człowiek skądinąd kulturalny i doświadczony (był sekretarzem stanu u ministra Ujazdowskiego), powiedział ostatnio w telewizji, że na filmy antypolskie, takie jak „Pokłosie”, państwowych środków nie będzie. Zapytany, czy oglądał ten film, z rozbrajającą szczerością odpowiedział „nie”.
Scena trzecia. Minister obrony Antoni Macierewicz powiedział, że jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym, wyzwaniem wojska jest wyjaśnienie tragedii smoleńskiej. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od pewnego czasu nie mówi się o zamachu i wojnie. Ba, przestano mówić o umiędzynarodowieniu śledztwa, o powołaniu ekspertów zagranicznych. Ba, prezes Kaczyński wyraźnie powiedział: żadnego śledztwa międzynarodowego, jesteśmy w stanie rozwiązać ten problem naszymi, polskimi siłami. Skąd taka zmiana? Przecież nie tak dawno Macierewicz jeździł do Ameryki w poszukiwaniu ekspertów. Moja hipoteza: prezes odstąpił od umiędzynarodowienia śledztwa (choć teraz ma władzę i wszelkie warunki, by to zrobić), ponieważ zdał sobie sprawę (teraz dopiero?), że znalezienie poważnych ekspertów międzynarodowych, którzy podpiszą się pod teorią o zamachu, może okazać się trudne.
Wiele faktów, poważniejszych (nocne głosowania w Sejmie), świadczy o tym, że nowa władza bardzo się spieszy, nie ma nawet czasu, żeby pójść do kina ani do teatru. Panie i panowie, wyluzujcie, zanim zaatakujecie – poczytajcie, pomyślcie, macie przed sobą – niestety – dużo czasu.